Hej, tu Erica Volf z bloga Nieznana historia Hogwartu <link>.
Kiedy dawno, dawno temu namówiłam Coitus do wprowadzenia postaci Wolfganga, napisałam tą miniaturkę, żeby pomóc jej go wymyślić. Jak już wspomniałam, było to dość dawno, więc koncepcja buntowników i samego Wolfa nieco odbiega od tego, co stworzyła Coitus. Publikujemy tę notkę, by uczcić bohatera, mam nadzieję, że wam się spodoba :).
Pozdrawiam i... enjoy! :)
Kiedy dawno, dawno temu namówiłam Coitus do wprowadzenia postaci Wolfganga, napisałam tą miniaturkę, żeby pomóc jej go wymyślić. Jak już wspomniałam, było to dość dawno, więc koncepcja buntowników i samego Wolfa nieco odbiega od tego, co stworzyła Coitus. Publikujemy tę notkę, by uczcić bohatera, mam nadzieję, że wam się spodoba :).
Pozdrawiam i... enjoy! :)
P.S. [Coitus] Żeby nie było cały czas tak ponuro :)
Na dworze
padał deszcz. Ponure, szare światło sączyło się przez brudne szyby, o które
bębniły krople. Uderzały ponurym rytmem o dach, wprowadzając w niebezpieczne
wahanie kilka łysych żarówek, stanowiących jedyne źródło oświetlenia w tajnej
kryjówce buntowników. Byli to ludzie na tyle odważni, by wystąpić z tłumu,
przestać pozwalać sobą kierować i upomnieć się o to, co im odebrano.
Pod jedną z
kiwających się żarówek opierał się o ścianę młody mężczyzna. Krótkie, czarne
włosy opadały mu na zmarszczone czoło, rzucając cień na utkwione w dali
błękitne oczy. Umięśnione ramiona założył na piersi i wyciągnął przed siebie
długie nogi, jedną zginając w kolanie. Corliss westchnął ciężko, przypominając
sobie, jak się tu znalazł. Przypomniał sobie wszystko, co władza mu odebrała.
Co noc, gdy zasypiał, przed oczami stawała mu blada, martwa twarz siostry,
której ciało zabrały służby, żeby spalić je wraz z innymi ofiarami epidemii.
I Soleil...
Na początku nie mógł uwierzyć, że zostawiła go wtedy, gdy najbardziej się
potrzebowali. Teraz już wiedział, że życie w terrorze i bezsensowności
wzbudziły w tej pięknej, melancholijnej dziewczynie obsesyjne pragnienie
śmierci. Jęknął, ukrywając twarz w dłoniach. Myśl, że ją również mógłby stracić
na zawsze, wywoływała w nim taki ból, aż chciał krzyczeć, zniszczyć wszystko
dookoła, a potem siebie. Jego cierpienie na krótki czas zastąpił niepokój, gdy
usłyszał, że przyjaciółka się opamiętała, nie odebrała sobie życia, jednak
wylęknieni świadkowie bali się wyjawić mu cokolwiek więcej. Na odchodnym
rzucili jednak, że ktoś ją zabrał. Mężczyzna błagał los, by jego przypuszczenia
okazały się mylne. Przeczucie było jednak na tyle silne, że pod jego wpływem
pozwolił emocjom kierować swoimi poczynaniami. Tak właśnie odnalazł
buntowników. Kiedy przekonał ich, że mogą mu zaufać, jeden ze szpiegów
potwierdził jego najgorsze obawy: Soleil znajdowała się w łapach wroga. Sol,
coś ty zrobiła...
Wtedy
podjął decyzję, mogącą zaważyć na całej jego przyszłości. Przystał do
rebeliantów. Georgii nie zdoła już pomóc, ale może walczyć o dziewczynę, która
dla obojga tyle znaczyła. Chociaż nie mógł powiedzieć, by kiedykolwiek kochał
ją jak siostrę...
Jego rozmyślania przerwał nagły trzask i tłumione
przekleństwo. Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem. Dzięki wstąpieniu w szeregi
buntowników odzyskał już jedno: przyjaciela z dzieciństwa.
Z klitki,
służącej mieszkańcom baraku za łazienkę, wyłonił się dwudziestokilkuletni
chłopak, przyciskający do policzka ręcznik. Był trochę niższy od Corlissa,
który musiał pochylić głowę, by przejść przez framugę. Ciemnoblond włosy,
ostatnio podcinane (i czesane) chyba z pół roku temu, sterczały mu we wszystkie
strony, a szarozielone oczy patrzyły wzrokiem dziecka, któremu zabrano lizaka.
-
Zaciąłem się przy goleniu – poskarżył się, pokazując
szkarłatne ślady na ręczniku. Miał miły, niski głos. Czarnowłosy mężczyzna
wstał, nie mogąc powstrzymać śmiechu.
-
Wolfgang, ty łajzo...
Ze skrytki
w podłodze wyjął opatrunki, które ukradł ze szpitala, podobnego do swojego
byłego miejsca pracy. Nadal chichotał pod nosem. Na wyposażeniu nie mieli
zaawansowanego technicznie sprzętu. Do golenia każdy z nich miał starą, czasem
tępą brzytwę, jednak blondyn był jedyną osobą, która mogła zaciąć się tak
szpetnie. Zaklejając plastrem drobny ubytek w urodzie kolegi, Corliss
przypomniał sobie wszystkie razy, kiedy w dzieciństwie przewiązywał mu chusteczką
otarte kolana. Mieszkali blisko siebie, Corliss z rodziną, Wolfgang tylko z
matką. Jego ojca zabrały władze, chłopak ledwo go pamiętał. Kiedy miał
dwanaście lat, umarła jego matka. Musiał przeprowadzić się do rodziny
mieszkającej daleko i pożegnać swojego przyjaciela. Kto by pomyślał, że
spotkają się po tylu latach, i to w takim miejscu...
Corliss
westchnął i zaczerpnął powietrza, by coś powiedzieć, ale nie zdążył. Do
pomieszczenia wpadł łącznik dowództwa, Gabriel. Wszyscy nazywali go Burzą, bo
zawsze wchodził i wołał z impetem tegoż zjawiska atmosferycznego.
-
Corliss, Wolf, za mną! Natychmiast!
-
Ale tak całkiem natychmiast, czy mogę się ubrać? –
spytał drugi z wywołanych z niewinnym uśmiechem. Łącznik dopiero teraz
zauważył, że blondyn ma na sobie wyłącznie spodnie dresowe.
-
Ubrać się! W tej chwili! – warknął. Nienawidził
opóźnień.
-
Się robi! Ale jeśli pan pozwoli, to niekoniecznie w tym
pomieszczeniu.
Wolfgang
wyszczerzył się do zdezorientowanego służbisty i, minąwszy go i pokładającego
się ze śmiechu Corlissa, zniknął w łazience.
*
Weszli
do małego pokoju. Znajdowało się w nim tylko kilka krzeseł z różnych kompletów
i stary, drewniany stół – to, co udało się niepostrzeżenie wynieść z wysypisk.
– Siadajcie. – odezwał się
dowódca, zajmujący miejsce za stołem. Cień okrywał jego sylwetkę, tak, że nie
było widać jego twarzy.
– Odnaleziono nowe miejsce.
Piętnastu ludzi. Ruszacie natychmiast. Wy dowodzicie.
Nikogo
to nie zdziwiło. Wolfgang wstąpił do rebeliantów, gdy mając osiemnaście lat na
własnej skórze dobitnie odczuł hipokryzję władzy. Corliss, zdeterminowany,
silny i inteligentny, szybko zdobył uznanie buntowników. Skinęli głowami na
znak, że się zgadzają. Obaj byli śmiertelnie poważni – Wolf, chociaż uwielbiał
robić z siebie błazna, potrafił skupić się maksymalnie na powierzonym zadaniu.
Mieli odkopać kolejną skrytkę z bronią pozostawioną przez żołnierzy sprzed lat.
Karabiny, pistolety, naboje i granaty z III, a nawet II wojny światowej.
Pamiątki z czasów, gdy ludzie jeszcze bali się śmierci. Teraz to nie zmieniało
prawie nic. Prawie, bo kula wlatująca głęboko w czaszkę nie mogła już nikogo
uśmiercić, ale nadal eliminowała przeciwnika z walki na dobre parę miesięcy.
Posiadając odpowiednie ilości tych środków, mogliby przejąć kontrolę nad mortem
i odbić kraj spod władzy bezwzględnego dyktatora. I wszyscy byliby wolni...
Weszli
do baraku, w którym teraz roiło się od ludzi.
–
Cześć. Potrzebujemy piętnastu na akcję. – odezwał się Corliss na wejściu, chcąc
uniknąć natychmiastowej ruiny respektu wobec dowódców przez wygłupy blondyna. Naiwny. Oddział sformował się w minutę.
Czarnowłosy mężczyzna przekazał szczegółowy plan działań, po czym wydał rozkaz
do wymarszu. I w tym momencie postument, na którym spoczywał autorytet
przełożonych zachwiał się mocno. Ledwo ustał.
– Zaczekaj, Corlisiu! Na dworze
jest zimno, ale zrobiłem ci szaliczek, nie rozchorujesz się! – zaszczebiotał
Wolfgang, zarzucając na szyję kolegi kawałek czarnej robótki.
– Uhm... dzięki, stary – wydusił
z siebie obdarowany pośród salw śmiechu towarzyszy. Przez chwilę zastanowił
się, czy naprawdę się cieszy z odzyskania przyjaciela. Ale tylko przez chwilę.
*
Obserwowali
niewielką polankę, kawałek lasu wykarczowany dawno, dawno temu. Nikt się tam
nie zapuszczał od lat, mimo to woleli nie ryzykować. Nie zauważając żywej
duszy, powoli i cicho przetransportowali cały sprzęt i sami zeszli na łączkę.
Odnaleźli miejsce, oznaczone przez zwiadowcę i zaczęli kopać. Corliss,
ocierając skrawkiem szalika pot z czoła, uśmiechnął się z ironią, dochodząc do
wniosku, że pomimo ponad tysiącletniego rozwoju techniki nadal najdoskonalszym
narzędziem była łopata – załatwiała robotę w miarę szybko i cicho, a dało się
ją przetransportować niemal niezauważenie. Po blisko godzinie kopania szpadle
uderzyły w twarde wieko metalowej skrzyni. Po jej otwarciu oczom oddziału
ukazała się nieco zardzewiała, ale wciąż dobrej jakości broń. Po kilku
poprawkach i wymianie najgorszych części będzie gotowa do użytku. Bezzwłoczne
zaczęli przekładać znalezisko do plecaków i odnosić do samochodu, ukrytego
nieopodal pośród drzew. Nie mieli czasu na odpoczynek, zawsze musieli się
obawiać odkrycia. Dowódcy grupy podzielili między siebie obowiązki: Wolfgang
nadzorował przenoszenie i załadunek, Corliss przekładanie ze skrzyni do toreb,
ponadto pilnował wykopalisk. Praca szła sprawnie, mieli szanse skończyć przed
całkowitym zachodem słońca. Kiedy ruszył ostatni transport, Corliss sprawdzał
jeszcze raz miejsce ich znaleziska. Za chwilę miał się zjawić Wolf i pomóc mu
zakopać pakę. Kiedy oglądał skrzynię po raz ostatni, zimny dreszcz przeszedł mu
po plecach. Miała drugie dno. Nie mógł uwierzyć własnym oczom, gdy usunął
ukrytą pokrywę. Na dnie spoczywał karabin snajperski o dużym kalibrze. Gdyby w
szpitalu nie widział rannych z wypadków drogowych, przypominających ofiary
zombie z niskobudżetowych horrorów, którzy po kilku miesiącach odzyskiwali
sprawność, byłby pewien, że to cudeńko mogłoby zabić za pierwszym podejściem.
No cóż, kiedyś mogło...
Zaczął
rozkładać broń na części i upychać ją w swoim niewielkim plecaku. W końcu
podwładni już tu nie wrócą. Słońce prawie zaszło, wyjątkowo wcześnie tego dnia.
Szarpiąc się z suwakiem plecaka, czarnowłosy buntownik zaczynał się naprawdę
niepokoić. Czemu to tyle trwa? Uspokoił się, gdy usłyszał kroki w lesie. Jednak
po sekundzie zmroziło go prawdziwe przerażenie. Kroki dobiegały ze złej strony.
Bezszelestnie dopiął zamek do końca. Zaczął cofać się do krańca polany, nie
spuszczając oczu z linii drzew. Położył się na ziemi, ciemne ubranie maskowało
jego pozycję. Jedynym, co mogło go zdradzić w panującym półmroku, była jego
twarz. Bez zastanowienia naciągnął na nią ofiarowany przez Wolfa szalik. Gdyby
ten kretyn wiedział, jak jego prezent mógł się przydać...
Wstrzymał
oddech, gdy do polanki zbliżyło się trzech ludzi. Byli ubrani w jasne stroje
wysokiej jakości, odrobinę przypominające szpitalne kitle. Ludzie Coppera...
Ale co oni tutaj robili? Pewnie szukali miejsca na nowe cmentarzysko dla coraz
liczniejszych ofiar mortem. I oczywiście musieli go szukać tam, gdzie
oni szukali uzbrojenia...
Mężczyźni
obojętnym wzrokiem omietli przestrzeń i ruszyli dalej. Buntownik odetchnął z
ulgą. Jednak po paru krokach jeden ze sługusów władzy przystanął, powiedział
coś do towarzyszy, którzy kontynuowali marsz i zawrócił. W Corlissie zastygła
krew. Zauważył skrzynię. Albo jego.
Obcy
mężczyzna zszedł na łąkę, ciężkie buty miażdżyły trzaskające gałązki. Podszedł
do skrzyni i przyjrzał jej się
dokładnie. Rebeliant nie czekał, aż jego też zauważy. Po prostu się na niego
rzucił. Potoczyli się po trawie i butwiejącym listowiu. Obaj byli silni, więc
Corliss szybko zaczął tracić przewagę, spowodowaną zaskoczeniem przeciwnika i
impetem ataku; szanse stały się wyrównane. Jednak buntownik się bał, a
dodatkowo obciążał go plecak z karabinem, krępujący ruchy. Postanowił więc
odnieść się do środka, którego w innej sytuacji wolałby uniknąć, ale nie mógł
przecież ryzykować dekonspiracji. Wyjął schowany w cholewce buta nóż. Mimo, ze
ostrze niewiele mogło zdziałać w potyczce dwóch niezniszczalnych ludzi.
Szarpanina przybrała na sile. Pomimo swej nieśmiertelności, przeciwnik poczuł
respekt przed bronią białą, i znalazł w sobie na tyle siły, by ją odebrać. Ale
ostatecznie nie był zmęczony kilkugodzinnym kopaniem – pomyślał Corliss, gdy
jego wróg, nadal wgniatając go w ziemię, podniósł się na klęczki. Zamachnął się
i rebeliant poczuł irracjonalny lęk przed śmiercią, która nie nadejdzie –
bezsensowny relikt ewolucji. Jednak cios nie nastąpił, zamiast niego usłyszał
stłumiony huk, odgłos wystrzału. Kiedy człowiek w białym stroju, teraz
ochlapanym szkarłatną krwią, osunął się na ziemię, niebieskooki spojrzał w
szarozielone tęczówki swojego przyjaciela, który właśnie uratował mu skórę,
pakując niedoszłemu oprawcy kulkę w kręgi szyjne.
Nic nie
mówili. Właśnie złamali wszystkie zasady. Pozostawiając niezakopaną skrzynię i
łopaty biegli przez las, by odjechać, nim odnajdą ich towarzysze postrzelonego.
Od autorki bloga: Dziękuję serdecznie Erice Volf per Dorotce za ten fragment. Z pewnością bardzo mi pomógł w wyobrażeniu sobie postaci Wolfa. Poza tym chciałabym was poinformować o mojej kolejnej nieobecności. Wyjeżdżam już w sobotę, wracam natomiast 14 lipca. Pozostaje mi życzyć wam udanych wakacji lub urlopów!
Od autorki bloga: Dziękuję serdecznie Erice Volf per Dorotce za ten fragment. Z pewnością bardzo mi pomógł w wyobrażeniu sobie postaci Wolfa. Poza tym chciałabym was poinformować o mojej kolejnej nieobecności. Wyjeżdżam już w sobotę, wracam natomiast 14 lipca. Pozostaje mi życzyć wam udanych wakacji lub urlopów!
Podoba mi się ta notka, ma naprawdę fajny klimat i chociaż długością nie poraża, to zdołałam się nieźle wczuć. Ponieważ nadal mi przykro w związku ze śmiercią Wolfa, miło było jeszcze o nim poczytać jako o żywym, na dodatek całkiem radosnym człowieku, nie o tym wraku młodego mężczyzny, który mieliśmy możliwość poznać ostatnio. Muszę przyznać, że całkiem niezła jest ta wizja obozu rebeliantów. Wiadomo, że sprawy potoczyły się inaczej, ale to w pewien sposób dało poczucie, że nie wszyscy albo umierają z winy Coppera, albo przechodzą na jego stronę, tylko wciąż gdzieś tam na świecie są ludzie, którzy chcą walczyć z jego rządami.
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci udanego wyjazdu, a autorce notki dziękuję, bo bardzo przyjemnie się czytało :)
Pozdrawiam <3
Fajny bonus. Udowodnienie,że Erica powinna zabrac się również za opowieśćautorską:) właściwie było tu więcej o Carlissie niżWolfie,aleto,co o Wolfie było, z pewnością mi się podobało.taki lekkoduch,który potrafi się skupić i walczyć,prawdziwy przyjaciel.jednak jeszcze bardziej podobało misię inne spojrzenie, pokazanie,na czym polega walka rebeliantów,jakie są cele i próby zwalczania reżimu.ciekawa szczególnie końcówka. MOżna by to pociągnąc dalej.zapraszam na zapiski-condawiramurs.bogspot.com oraz odnalezcprzeznaczenie.blogspot.com na nowosc.a. przepraszam,żenapisałam Ci,że dziwię się,że nie lubisz opwiadań o II wojnie światowej,pomyliły mi się blogi!! sorry.
OdpowiedzUsuńFajna zmiana, choć to się nie zmieniło, że nadal lubię Corlissa i chciałabym więcej czytać o Soleil! A, właśnie, tak by the way... Te literki są okropnie maluteńkie. :(
OdpowiedzUsuńŚciskam <3 (Sinusoida-Emocji)