sobota, 27 kwietnia 2013

Rozdział II


"Kiedy tkwisz tak otępiały wsku­tek włas­nej ka­tas­tro­fy, niez­dolny do działania i myśle­nia, ogar­nięty zim­nym, gniotącym mro­kiem, od­dzielo­ny od świata jak w noc­nych ha­lucy­nac­jach lub osa­mot­niony jak w chwi­lach żalu - znaczy to, że do­tarłeś do ne­gatyw­ne­go krańca życia, tam, gdzie pa­nuje tem­pe­ratu­ra ab­so­lut­na, gdzie ści­na się w lód os­tatnia życia iluzja."
Emil Cioran


Świat milknie. Nie widzę ludzi, którzy zawsze o tej porze idą do pracy lub wracają z otwartych całodobowo barów. Wszystko jest martwe. Każdy chce wiedzieć, co mówi Ulysses Copper, by przygotować się na nadchodzącą apokalipsę. Mam wrażenie, że lada chwila otworzę oczy i zrozumiem, że po prostu śnię. W środku krzyczę, lecz moje ciało nie może się ruszyć. Ogarnia mnie strach przed przyszłością. Nagle coraz dotkliwiej odczuwam upływający czas i boję się, że już nigdy nie będzie takjak dawniej. Pragnę chwycić się czegokolwiek, co mogłoby zatrzymać mnie choć na chwilę na świecie, który zdążyłam poznać, jednak moje zmagania kończą się druzgocącą porażką.
Mówi, że stworzył bakterię mogącą zniszczyć wszelkie bariery genetyczne i doprowadzić do śmierci organizmu przed trzydziestym rokiem życia. Podobno zna nas lepiej niż my sami i wie, czego potrzebujemy. Obiecuje, że jeden zastrzyk kosztujący trzydzieści tysięcy dekantów zdoła nas ocalić. Słysząc jego rozentuzjazmowany głos, mam ochotę zwymiotować. Nienawidzę, gdy ktoś przedstawia mi zło jako wartościowy skarb, dlatego za wszelką cenę nie chcę brać udziału w tym przedsięwzięciu. Niestety, nie mam na to najmniejszego wpływu.
Spiker kończy swoją audycję słowami „życzę dobrego dnia”. Jego wypowiedź w obecnej sytuacji jest tylko nędznym żartem.
                Corliss gwałtownie zatrzymuje samochód na skrzyżowaniu i nawet, gdy światło zmienia kolor na zielony, chłopak nie wprowadza maszyny w ruch. Siedzimy w otępieniu. Nikt nie protestuje. Muszę sama przetrawić ogrom informacji docierających do mojej głowy. Jest jeszcze zbyt wcześnie, bym uwierzyła w każdą z nich. Przestaję zdawać sobie sprawę z upływu czasu. Nie wiem, czy mija kilka, czy kilkanaście sekund, gdy mężczyzna wreszcie wciska pedał gazu tak mocno, że niewidzialna siła wciska mnie w fotel.
Klinika znajduje się niedaleko miejsca naszego położenia, dlatego po upływie krótkiej chwili trafiamy do celu. Corliss i nieznajomy zanoszą poszkodowaną do środka, gdzie jedna z pielęgniarek kładzie ją na łóżku. Teraz rozumiem, dlaczego wybiegła na ulicę, nie zważając na pojazdy poruszające się z ogromną prędkością. Do żył rudowłosej dziewczyny zostaje wprowadzona substancja uśmierzająca ból. Nie trzeba za nią płacić, lecz jej skuteczność pozostawia wiele do życzenia. Lepsze leki są natomiast drogie i trudno dostępne.
Po zastrzyku ja, mój przyjaciel i obcy mężczyzna siadamy na krzesłach ustawionych w korytarzu. Obok nas przewijają się różni pracownicy placówki. Sprawiają wrażenie wyrwanych z koszmarnego snu. Oto dowód na to, że jedna chwila potrafi znacząco namieszać w ludzkich głowach.
– Dziękuję – szepcze obcy blondyn.
Wiem, że powinnam mu odpowiedzieć, lecz głos więźnie mi w gardle i nawet nie staram się tego zmienić. Nie patrzę na niego. Mój wzrok jest utkwiony w bliżej nieokreślonym punkcie, dzięki czemu na krótki moment zamykam się w sobie. Nie zniknę, jednak udaje mi się odizolować od świata zewnętrznego. Z otępienia wyrywa mnie dopiero głos Corlissa.
  – Obiecaj, że nie powiesz nic Georgii – mówi najciszej, jak tylko potrafi.
                 Jego słowa są dla mnie czystym absurdem. Utrzymywanie w tajemnicy czegoś, co stanie się aferą na skalę światową, nie ma racji bytu. Jego ręce jednak trzęsą się jak galareta, przez co zaczynam wierzyć, że nie żartował.
– Nie utrzymasz tego w tajemnicy. Twoja siostra prędzej czy później pozna prawdę – pragnę powiedzieć to bardzo delikatnym tonem. Chcę jakoś dodać mu otuchy, choć sama ledwo radzę sobie z rzeczywistością.
                – Spróbuję – upiera się.
                – To nie ma sensu…
– Czy ty choć raz mogłabyś być po mojej stronie?! – przerywa mi.
Jak widać nie sprawdzam się w roli pocieszycielki. Zawsze postrzegam wszystko nad wyraz pesymistycznie. Biel jest dla mnie szarością, choć każdy próbuje mi wmówić, że nie mam racji. Z czasem staram się poprzeć swoją tezę argumentami, zmieniając otaczający mnie świat na gorsze. Jestem zdziwiona, że Georgia wraz z Corlissem znoszą moje humorki i jeszcze nie wyrzucili mnie za drzwi. Wstaję bez słowa, chcąc ochłonąć. Nie mam zamiaru dłużej dołować mężczyzny.
– Odpowiedz, do cholery! – woła ze zdenerwowaniem.
Ignoruję go. Idę prosto do wyjścia. Ostatni raz spoglądam na roztaczający się przede mną krajobraz. Kiedy wzejdzie słońce, nie będzie już tak spokojnie. Ani za tydzień czy miesiąc. Powróci chaos. Cywilizacja, zamiast posuwać się do przodu, wraca do początku.
Do pokoju hotelowego dochodzę po dłuższej wędrówce. Delikatnie otwieram drzwi i modlę się w duchu, by przypadkiem nie obudzić Georgii. Choć niechętnie, obiecuję sobie, że nie pisnę ani słowa na temat dzisiejszej wypowiedzi Coppera. Niestety, gdy stawiam pierwsze kroki w pomieszczeniu, dziewczyna podnosi się na rękach. Wnioskuję, że nie śpi już od bardzo dawna, co znacznie utrudnia mi wykonanie zadania.
– Gdzie byłaś? – szepcze zdławionym i jednocześnie przerażonym głosem, rozglądając się dookoła. Patrzę w jej szeroko otwarte oczy. – Gdzie Corliss?
Dopiero teraz zaczynam rozumieć intencje mężczyzny. Georgia nie pozbiera się po kolejnym wstrząsie. Ponownie będzie zamknięta w sobie, przestanie z kimkolwiek rozmawiać, a on weźmie całą odpowiedzialność za jej zachowanie na siebie. Muszę więc zrobić wszystko, by nie doszło do takiej sytuacji. Jestem dłużniczką ich obojga.
– Wyszliśmy się przewietrzyć. Corliss zaraz wróci – odpowiadam, siadając na materacu obok dziewczyny, która po chwili przytula mnie z całych sił.
– Myślałam, że coś wam się stało.
               – Nie, Georg, jesteśmy cali – mówię, dostrzegając łzy w jej oczach. Nawet taka drobnostka jak nieobecność drugiego człowieka potrafi wyprowadzić ją z równowagi.
Nagle drzwi otwierają się i do pokoju wchodzi mój współlokator. Patrzy to na swoją przerażoną siostrę, to na mnie. Przeczuwam, że płacz dziewczyny zrozumiał w niewłaściwy sposób, ponieważ teraz idzie w moim kierunku, zaciskając pięści. Próbuję stanąć na równe nogi i wytłumaczyć mu wszystko na spokojnie, jednak on jest szybszy. Gwałtownie ciągnie mnie za rękę, po czym przyszpila do ściany, ściskając za gardło. Chcę go uderzyć, lecz nie potrafię się ruszyć. Mogę jedynie patrzeć w jego przepełnione gniewem oczy. Rudowłosa kobieta tymczasem łka coraz głośniej.
– Zostaw ją! Co ty robisz?! Dlaczego to robisz? – próbuje zwrócić na siebie uwagę, jednak Corliss sprawia wrażenie zahipnotyzowanego.
– Błagałem cię, byś jej nie mówiła! Wystarczyło tylko, że dochowasz tajemnicy, ale ty zawsze musisz wiedzieć lepiej! Jesteś skończona! – wrzeszczy. – Zdobędę tę bakterię i wstrzyknę ci ją we śnie. Jeszcze tego pożałujesz – szepcze złowieszczym głosem tak, że po plecach przechodzą mi ciarki.
Pierwszy raz widzę go w takim stanie. Cała moja pewność siebie ulatuje jak powietrze z przebitego balonika. Teraz jej miejsce zajmuje paraliżujący strach.
– O co ci chodzi?! Przecież Sol dopiero co wróciła! Daj jej spokój! – krzyczy dziewczyna.
Mężczyzna nagle puszcza moją szyję. Mogę odetchnąć z ulgą.
– Nic ci nie mówiła? – pyta Corliss.
Georgia kręci głową w odpowiedzi.
– Wszystko w porządku? – Dziewczyna podchodzi do mnie, uważnie oglądając mój kark. Ja jedynie potakuję. – Może ktoś wreszcie wytłumaczy mi, co się tutaj  dzieje?! – prosi.
Nie powiem jej prawdy. Nigdy. Nawet jeśli moja wymówka miałaby sięgnąć granic absurdu. Przez zachowanie Corlissa pragnę jeszcze usilniej bronić tajemnicy.
– Przyjaciółka twojego brata skończyła dzisiaj trzydzieści lat. Nie chciał, byś się martwiła, ale najwyraźniej puściły mu nerwy – oznajmiam.
Wierzę, że wyszłam z tej sytuacji obronną ręką. Spoglądam z pogardą na współlokatora, który posyła mi przepraszające spojrzenie.
– Powinniście mi powiedzieć, a nie odstawiać jakieś idiotyczne scenki – szepcze dziewczyna. Jej oddech stopniowo się wyrównuje. – Przeżyłabym.
Wszyscy jesteśmy chorzy psychicznie. Wybuchowi, przesadnie strachliwi, zrozpaczeni. Tak działa zasada akcji i reakcji – wystarczy krótki moment, pozornie niewinna zabawa, by wpłynąć na nasze umysły. Może nie zmieniliśmy całego świata, jednak nasi bliscy z pewnością zauważyli, że postradaliśmy zmysły. Nie minęło wiele czasu, a oni również stali się niepoczytalni. Tak będzie i tym razem. Najbardziej zdesperowani zrobią wszystko, by zdobyć choć jedną strzykawkę wypełnioną po brzegi śmiercionośną substancją. Inni, nieco szczęśliwsi, wkrótce będą podążali ich śladami.
Świat powoli chyli się ku upadkowi i nikt nie jest w stanie zatrzymać tego procesu. Zupełnie tak samo jak sto lat temu, podczas ostatniej wojny.
Trzeci ogólnoświatowy konflikt zbrojny zapoczątkowały Stany Zjednoczone. Kraje Bliskiego Wschodu od dawna próbowały przejąć władzę nad najpotężniejszym państwem Ameryki Północnej, dlatego nie trzeba było długo czekać na interwencję armii. Po jakimś czasie pozostałe państwa wsparły poszczególne strony. Walczono, głównie stosując różnego rodzaju psychologiczne chwyty, wykorzystując mass media i najnowocześniejsze bronie. Bitwy trwały, dopóki na Ziemi nie został kamień na kamieniu. Krótko mówiąc – trzy miesiące. Zaskakujące, że w tak krótkim czasie można obrócić w niwecz wszystko, na co niektórzy pracowali przez wiele lat. To miał być ostateczny koniec, jednak wkrótce okazało się, że ocalały nieliczne grupy osób.
Odbudowano cywilizację, by teraz ponownie ją zniszczyć.
– Wyjedziemy stąd dzisiaj wieczorem. Chyba wszyscy potrzebujemy odpoczynku – rozkazuje Corliss. Najprawdopodobniej za wszelką cenę chce uchronić Georgię przed wpływem świata zewnętrznego.
– To dobry pomysł – komentuję, po czym szybko sięgam po swój plecak i wkładam do niego niezbędne rzeczy.
Jedna para spodni, dwie bluzki, bielizna i butelka wody. To zdecydowanie wystarczy. Z racji, że przeprowadzamy się średnio raz na miesiąc, nawet nie zdążyłam zadomowić się w tym motelu. Nie wiem, co przyniesie mi jutro, dlatego wręcz marzę o ucieczce do miejsca, gdzie nie spotkam żadnego innego człowieka poza moimi przyjaciółmi i uwolnię się od depresyjnych myśli. Boję się jednak, że jeśli dotrę na odludzie, nie będę miała już do czego wracać.



***

Dziwny rozdział. Ostatnio nie miałam weny i myślałam o tym, by porzucić tę historię. Nawet zaczęłam pisać coś innego, ale coś natchnęło mnie do dokończenia tego rozdziału. Jestem z niego w miarę zadowolona. Liczę na wasze szczere opinie! Zapraszam także serdecznie do zadawania pytań bohaterom ---> KLIK  Jeśli chcecie, bym was informowała, napiszcie pod notką, choć osobiście polecam opcję "obserwuj".
P.S. Jeśli zapomniałam skomentować czyjś rozdział, proszę, upomnijcie się ^^