sobota, 22 lutego 2014

Rozdział XIII

"Zro­zumiałem, że świat jest niczym, że jest mecha­nicznym chaosem rządzo­nym przez bez­myślną, bydlęcą agresję, na którą nakłada­my nasze lęki i nadzieje."
John Gardner

                Mój umysł eksploduje. Potężne pioruny uderzają w jego środek, rozrywając wszelkie połączenia nerwowe. Jestem marionetką nienawiści. Niezdolny do wykonania jakiegokolwiek ruchu, tracę wzrok. Dopiero po chwili zaczynam rozumieć, że niepostrzeżenie zamknąłem oczy, próbując ukryć cienką warstwę łez gromadzącą się pod moimi powiekami.
                - Corliss, przestań! – słyszę niewyraźny bełkot dobiegający z bliżej nieokreślonego miejsca. – Puść mnie! Co ci odbiło?!
                Czuję, jak moje dłonie zaciskają się na czyjejś szyi, lecz nie potrafię temu zaradzić. Częściowy paraliż kończyn nie ustępuje. Miotam się w ślepej furii. Nie wiem już, czy to ja, czy zniewalająca wściekłość.
                Nagle zostaję spoliczkowany. Ból działa niczym zimny prysznic. Pod wpływem impulsu moje mięśnie się rozluźniają. Z hukiem opadam na fotel jak niemowlę, które dopiero zdobywa umiejętność siadania. Dyszę wściekle, nie mogąc się uspokoić. Z trudem odwracam głowę w kierunku mojej ofiary, jednocześnie ocierając ręką łzy z policzków. W końcu nie chcę wyjść na tchórza. Nie jestem nim. Wiem, że mój płacz był spowodowany kolejnym niekontrolowanym napadem wściekłości, niestety nie pierwszym i zapewne nie ostatnim.
                Gdy wreszcie odzyskuję kontrolę nad rzeczywistością, przygotowuję się na atak ze strony Wolfa. Oczekuję, że zaraz usłyszę tonę obraźliwych obelg. Nieoczekiwanie jego odpowiedzią jest bardzo wymowne spojrzenie sprawiające, że czuję się jak przybysz z innej planety. O dziwo to teraz mam największą ochotę zapaść się pod ziemię. Nie jestem sobą, nawet będąc we własnym ciele. Moje prawdziwe „ja” zostało zignorowane przez umysł, myśli i pragnienia. Nie wiem już, czy wciąż istnieje miejsce, które mógłbym nazwać domem. 
                Nagle z moich ust wyrywa się niekontrolowany krzyk. To reakcja na próbę ucieczki Normana. Jeśli pozwolę mu wyjść z samochodu, zaprzepaszczę wszelkie szanse na odzyskanie Soleil, dlatego gwałtownym ruchem ściskam ramię mężczyzny. Jego dłoń wciąż spoczywa na klamce, jednak blondyn zaczyna się wahać.  
                - Zaczekaj – proszę, zaskoczony brzmieniem własnego głosu, w którym słyszę coś na kształt desperacji. – Zaczekaj, a wszystko ci wytłumaczę. – Wstrzymuję oddech, obserwując reakcję ciągle niezdecydowanego Wolfa. Gdy chłopak wreszcie opiera się o fotel, kamień spada mi z serca. Schylam głowę, by znaleźć wcześniej upuszczoną kartkę z wizerunkiem Sol. Znów patrzę na jej jasne włosy przywodzące na myśl rozwiewane przez wiatr gałęzie drzew i oczy w kolorze błękitnego oceanu. Jednocześnie mój umysł tworzy coraz to nowsze, drastyczne obrazy. Widzę ją oblepioną krwią, leżącą na zimnej posadzce w pozycji embrionalnej, broniącą się przed atakami strażników, błagającą o koniec tortur. W wizjach wygląda  zupełnie jak w dniu naszego pierwszego spotkania, gdy była jeszcze przerażoną i wygłodzoną siedemnastolatką.
                 Zrobię wszystko, by uchronić ją przed bólem i cierpieniem, jednak póki co tkwię w całkowicie bezpiecznym miejscu, zdrowy i w pełni sił. Czuję wszechogarniającą bezradność. Jak mogłem dopuścić do jej próby samobójczej? Przecież byłem obok. Zmęczony rozpaczą i żałobą po śmierci Georgii, nie zauważyłem, że wyszła. Gdyby tylko zachowała się odrobinę mniej ostrożnie, mógłbym ją zatrzymać. Postąpiłbym w ten sposób bez względu na okoliczności.
                Podnoszę fotografię i pokazuję ją Wolfowi. Nie myślę o tym, że przed chwilą naruszyłem jego prywatność, a potem zacząłem dusić. Teraz liczy się tylko jedno – muszę zadbać o Soleil. Owo pragnienie kotłuje się w mojej głowie, sprawia, że czuję namacalny ból, zupełnie jakbym ginął w mroku, spoglądając na światło, którego nie potrafię dotknąć. Przecież nie ma sytuacji bez wyjścia. Na pewno znajdzie się jakiś sposób na uwolnienie dziewczyny. Jeszcze wszystko będzie dobrze. Wiem to.
                - Poznajesz? – mówię twardo, starając się opanować drżenie rąk. – To jedyna żyjąca bliska mi osoba. Po śmierci Georgii zrozumiałem, że chciała popełnić samobójstwo. I zrobiła to, przynajmniej tak mi się wydawało, dopóki nie zobaczyłem twoich dokumentów…
                - I z tego powodu się na mnie rzuciłeś?!  - wybucha, jednak szybko opanowuje swoje rozhulane nerwy, dotyka obolałej szyi i wzdycha ciężko. Choć zachowałem się jak szaleniec, nie będę przepraszał. Żal to słabość, a słabość to przegrana, zwłaszcza jeśli ma się do czynienia z tak silnym przeciwnikiem, jak Wolf. – Rozumiem, że jest ci ciężko, jednak ucieczka z więzienia Coppera to zwykła syzyfowa praca. Wiem, co mówię. Przygotowaliśmy podobną akcję dwa lata temu. Straciliśmy piątkę zaangażowanych członków ruchu oporu. Na szczęście byli w podeszłym wieku. Umarli po miesiącu nieludzkich tortur. – Norman patrzy na mnie ze współczuciem. Jego słowa nie są jednak wystarczającym argumentem. Wciąż trzymam się swoich przekonań jak ostatniej deski ratunku. - Corliss, radzę ci pogodzić się z jej stratą. To najlepsze, co możesz w tej chwili zrobić.
                Prycham głośno. Mam zapomnieć o wciąż żyjącej Soleil?! Ponownie uwierzyć w jej śmierć?! Podobne myśli brzmią w mojej głowie co najmniej absurdalnie. Choć nie zawsze tworzyliśmy zgraną drużynę, byliśmy sobie bliscy. Nieświadomie odrzucaliśmy łączące nas uczucia w obawie przed cierpieniem. W końcu oboje znaliśmy zakończenie tej historii. Musieliśmy umrzeć, nie mając wystarczającej ilości czasu, by nacieszyć się sobą. Uważaliśmy, że lepiej nie zaczynać czegoś, co było z góry skazane na porażkę. Nawet ja, szukający szczęścia w najdrobniejszej chwili, nastawiłem się pesymistycznie w stosunku do tej kwestii.
                - Żartujesz sobie, Norman…                            
                - Naprawdę mi przykro.
                - Przecież musi być jakiś sposób! – niemal krzyczę, gwałtownie podnosząc obie ręce do góry. – Jesteś strażnikiem, masz dostęp do każdej z cel… razem z pewnością coś wymyślimy…
                - Czy nie dochodzi do ciebie, że powiedziałem „nie”?!  To, czego ode mnie wymagasz, jest chore. W najlepszym przypadku zginiemy oboje. W najgorszym – zostaniemy aresztowani. I proszę cię, nie bądź głupi…  Copper z pewnością zniszczył jej psychikę. Jeśli wróci, nie będzie już tym samym człowiekiem…
                - Ale ja ją kocham! – wybucham nagle. Przez dłuższą chwilę mierzę Wolfa skrępowanym wzrokiem. Nie wierzę, że to powiedziałem. Nie wierzę. Czuję się bezbronny. Ktoś wydobył ze mnie głęboko skrywaną prawdę, zrozumiał, że nie radzę sobie z własnymi emocjami. Staram się uspokoić, lecz jest zbyt późno, by cofnąć wcześniej wypowiedziane słowa. Wolf zna mój słaby punkt. Jeśli tylko zechce, stanę się jego marionetką, kukiełką gotową do wykonywania wszystkich poleceń.
                - Nie powinieneś. Nie powinieneś nikogo kochać. Nie w dzisiejszych czasach – upomina mnie. I wiem, że ma rację. Wszelkie sentymenty, miłość czy przywiązanie, oczywiście z wyjątkiem nienawiści, są niebezpieczne. Jeśli darzymy kogoś głębszym uczuciem, jesteśmy w stanie zrobić dla danej osoby dosłownie wszystko, łącznie z narażeniem się władzom.
                - Za późno na takie tłumaczenia… nie można ot tak zrezygnować z miłości – oznajmiam, ukrywając zniecierpliwienie. Rozumiem, że kiedyś wreszcie będę musiał odpuścić. Nie mogę błagać go w nieskończoność. W końcu Wolf nie chce narażać życia dla zupełnie obcej osoby.
                Całe szczęście po kilkunastu sekundach niepewności nadchodzi nowa nadzieja.
                - Pomogę ci – mówi blondyn, wzdychając ciężko.  Choć jestem zaskoczony, staram się tego nie okazywać. Wcześniejsze oszołomienie po wypowiedzeniu słowa „kocham” nie ustępuje. Wciąż czuję poszczególne litery układające się na moim języku w zgrabny wyraz, brzmiący tak niesamowicie obco, lecz jednocześnie wywołujący całą gamę ciepłych emocji otulających moje oziębłe ciało niczym ramiona zmarłej matki. – Ale pod jednym warunkiem: żaden przedstawiciel ruchu oporu nie może dowiedzieć się o planie uratowania tej dziewczyny. Obiecujesz?
                - Jasne -  odpowiadam śmiało. Jeśli to jedyna część umowy, wiem, że właśnie podjąłem najlepszą decyzję w swoim życiu. – W takim razie może podzielisz się ze mną resztą planu? – dodaję, całkowicie odprężony. Wreszcie potrafię swobodnie oddychać.
                - Zostaniesz strażnikiem więzienia – oznajmia mężczyzna, jednocześnie wydając na mnie chwilowy wyrok śmierci.
                Nie wiem, jak zareagować. Przez sekundę jestem przekonany, że mam halucynacje, jednak Wolf powtarza wcześniej wypowiedzianą frazę. Pozbywam się wszelkich wątpliwości. Ktoś wbija mi nóż w plecy. Pozbawiony wszelkich możliwości obrony, przez krótki moment przed oczyma widzę tylko i wyłącznie ciemność. Ból staje się nie do zniesienia. Jest zbyt silny. Przenika pozostałe części mojego ciała, by ostatecznie dotrzeć do serca. Znów tracę oddech. Dopiero głos blondyna sprawia, że powracam do świata żywych.
                - To jedyna metoda. Jeśli będziemy działać razem, może uda nam się ją stamtąd wyciągnąć – mówi, za wszelką cenę przekonując mnie do swoich racji. W końcu wiem, że więzienie Coppera jest wiecznym piekłem dla niewinnych. Robi mi się niedobrze na samą myśl, że Soleil spędzi tam resztę życia, jeżeli nie podejmę odpowiednich kroków, lecz oczyma wyobraźni widzę siebie w białym stroju ochroniarza, z niewielkim pistoletem przymocowanym do paska. Jestem zdecydowany i niewzruszony. Udaję, że nie słyszę cichych jęków wypływających z ust więźniów. Przemierzam niekończące się korytarze ogromnego budynku. Mam tu nieograniczoną władzę. Nagle czuję, jak czyjaś koścista ręka dotyka moich spodni. Z wcześniejszą obojętnością odpycham skazańca, wymierzając mu kilka bolesnych ciosów w twarz. Dostrzegam krew lejącą się z nosa ofiary. Po chwili dociera do mnie, że skrzywdziłem kogoś słabego i zupełnie bezbronnego. Kogoś, kogo dawniej uważałem za członka rodziny. Zraniłem Soleil, choć tak bardzo chciałem ją chronić.
                - Jesteś pewien, że nie mogę zrobić nic innego? – pytam z nadzieją w głosie.
                Wolf kiwa głową.
                 Zaciskam dłonie w pięści, tocząc wewnętrzną bitwę.  Muszę wybierać pomiędzy własnym człowieczeństwem a uratowaniem przyjaciółki. Stoję na rozstaju dróg prowadzących donikąd. Mimo że będę odwiedzał Soleil w myślach, trzymał jej rękę podczas odwiedzin kata, szeptał do ucha opowieści o wolności, ona już nigdy nie zazna szczęścia . Gdyby tylko wiedziała, jak bardzo tęsknię, jak bardzo pragnę wziąć jej cierpienie na własne barki…
                Zmuszam się jednak do wybrania zupełnie innej opcji.
                Biorę głęboki wdech i z trudem wydobywam z siebie głos. Moja decyzja graniczy z wewnętrzną śmiercią, jednak nie mógłbym spokojnie zasnąć, wiedząc, że jasnowłosa dziewczyna znajduje się na drugim krańcu miasta, najprawdopodobniej cierpiąc nieludzkie katusze. Być może zostanę pogrzebany przez wyrzuty sumienia i oskarżycielski wzrok pozostałych więźniów, lecz jednocześnie obdaruję Soleil wolnością, darem pozwalającym na pełne odczuwanie wszystkich pozytywnych emocji. Dam jej szczęście, radość i miłość kosztem własnego człowieczeństwa. Czy poświęcam zbyt wiele? Nie mam pojęcia. Przecież gdybym pozwolił sobie na racjonalne myślenie, zostawiłbym ją samą w tym piekle.
                - Zgadzam się – mówię, a wraz z moimi słowami nadchodzi pierwsza fala bólu. Zaczynam rozumieć, że już na zawsze, patrząc w lustro, będę widział potwora.
                - Dobrze – potwierdza Wolf bez cienia uczuć, zupełnie jakby myślał w danej chwili o tym, co zje na obiad. – W międzyczasie musisz nauczyć się skutecznie kłamać. Zadzwonię też do znajomego pracownika bazy danych. On wyprodukuje twoją nową kartę identyfikacyjną…
                - Opowiedz mi o więzieniu – przerywam, słysząc, jak Norman zapala silnik ciężarówki.
                - A co takiego chcesz wiedzieć?          
                - Na jakiej podstawie Copper wybiera strażników?
                - Tym zwykle zajmują się jego przedstawiciele. Zwracają uwagę na sprawność fizyczną kandydatów, ich bezduszność oraz oddanie władcy – oznajmia blondyn, wjeżdżając na pustą jezdnię. Przyglądam się umierającej gwieździe dnia, posępnym ludziom przemierzającym ulice miasta bez konkretnego celu. Myślę nad tym, czy przypadkiem nie jest już za późno, by ratować naszą cywilizację. Zbudowaliśmy ją i zniszczyliśmy własnymi rękami niczym niezdarne dzieci.
                - A jak ty to wytrzymujesz?
                - Nie wytrzymuję – prycha, zupełnie jakbym zapytał o najbardziej oczywistą rzecz pod słońcem. – Nie mogę spać. Nie mogę zapomnieć o własnej winie, o tym, jak codziennie zadaję komuś cierpienie bez mrugnięcia okiem. Wmawiam sobie, że moja „praca” przynosi naprawdę wiele korzyści, ale to kolejne kłamstwo. Niczego nie czuję. Wszystkie emocje: radość, współczucie, strach zlewają się w jedno… jeśli mam być szczery, nie chcę cię w to wplątywać, jednak sam powiedziałeś, że zrobisz wszystko, żeby ją ratować. Pomogę ci zdobyć zaufanie pozostałych strażników i opracować plan ucieczki. Może dzięki temu ja również się uwolnię. – Milknie, najprawdopodobniej przerażony potrzebą znalezienia zrozumienia.
                Przez resztę drogi nie wypowiadamy ani słowa. Cisza jest bardzo krępująca. Nie pozwala moim nachalnym myślom na odejście w niepamięć.
                 Gdy docieramy do celu, na niebie pojawia się jasny księżyc. Oświetla pustkowie pokryte piachem i żwirem. Wychodzę z pojazdu i podążam za Wolfem. Obaj otwieramy bagażnik, wyjmując z niego  kilka karabinów. Mężczyzna idzie przed siebie, dopóki nie napotyka niewielkiego wgłębienia w podłożu. Schyla się i przez chwilę kopie rękoma w ziemi, aż natrafia na drewnianą deskę będącą wierzchem ogromnej skrzyni. Wyjmuje klucz z kieszeni spodni, umieszcza go w dziurce i otwiera wieko.
                - Wrzuć to tutaj – rozkazuje.
                Posłusznie wykonuję polecenie Normana.  Broń ląduje w dole.
                - Musisz wymyślić sobie fałszywe imię i nazwisko – kontynuuje dawno przerwaną wypowiedź. – Byłbym zapomniał… nie przyjmą cię, jeśli nie wejdziesz w posiadanie odpowiedniej sumy pieniędzy. Nie martw się, znajdę sponsorów. Oczywiście zwrócisz im wszystko co do grosza, gdy tylko wtopisz się w tłum – oznajmia, po czym wraca do ciężarówki i wyjmuje z niej kolejne strzelby.
                Pracę kończymy po kilkudziesięciu minutach. Od dawna moja aktywność fizyczna była ograniczona do minimum, dlatego, kiedy docieram do domu, momentalnie rzucam się na sofę. Choć sensacje dnia dzisiejszego skutecznie spędziły mi sen z powiek, pragnę odpocząć w jakikolwiek sposób. Z wysiłkiem mrużę oczy. Ogarnięty strachem, zaczynam wyobrażać sobie, że ginę w nicości. Istnieję w zupełnie innym świecie, gdzie nikt nie przejmuje się ulotnością życia. Widzę uśmiechniętych staruszków oblanych promieniami słońca, rozradowane dzieci wybiegające z budynku szkoły oraz sklepikarza konwersującego ze swoją klientką. Niemal namacalnie czuję tętno wyimaginowanego miasteczka. Nieoczekiwanie jego rytm zostaje zaburzony przez odgłos czyichś kroków. Powracam do rzeczywistości.
                Przede mną maluje się sylwetka Righli.
                - Dobranoc, Corlissie – mówi kobieta, po czym wybucha niekontrolowanym i stłumionym śmiechem. Zauważam, że w rękach trzyma butelkę pewnego trunku. – Najwyraźniej to całe buntowanie się nieźle cię wykończyło – dodaje ironicznie, a następnie niezgrabnie siada na podłodze. Jeszcze nigdy nie widziałem jej w takim stanie. Zawsze opanowana i spokojna głowa rodziny, przed chwilą ledwo potrafiła utrzymać się na nogach.  – Chcesz? – pyta, lecz nie czeka na odpowiedź. Rzuca szklany pojemnik wypełniony alkoholem w moim kierunku. Łapię butelkę w ostatnim momencie. – Kupiłam to whiskey zaraz po otrzymaniu pierwszej wypłaty. Wtedy byłam jeszcze strasznie głupia. Pragnęłam przenosić góry i zmieniać świat… jak na ironię, to świat zmienił mnie – wzdycha, kładąc się na podłodze i wyciągając ręce wysoko do góry. – No śmiało, pij. Wyjdzie ci na zdrowie – mówi zachęcająco.                                             
                Nie wiem, czy powinienem jej słuchać. Righla nie ma nad sobą żadnej kontroli. Przeniosła się do świata z moich marzeń. Zapomniała o problemach i niechybnej śmierci. Choć nigdy wcześniej nie piłem alkoholu ze względu na wysoką cenę każdego z trunków, postanawiam spróbować. Odkręcam butelkę i pociągam łyk. Czuję, jak nieprzyjemne ciepło rozchodzi się po całej powierzchni mojego gardła. Fala ulgi nadpływa dopiero po kilku sekundach.      
                - Ohyda – krzywię się z niesmakiem.  Mimo to ponownie napełniam usta cieczą.
                - Kwestia przyzwyczajenia . – Blondynka wzrusza ramionami.
                Po wypiciu jednej czwartej zawartości szklanego pojemnika muszę przyznać jej rację. Każdy kolejny łyk przynosi nową dawką wrażeń. Teraz mój umysł przestaje pracować na najwyższych obrotach. Wszystko wokół staje się radosne i beztroskie jak za dawnych lat. Znów jestem małym chłopcem, niepoprawnym marzycielem nieograniczonym przez żadne bariery. Śmieję się bez konkretnego powodu. Śmieję się, ponieważ zapomniałem, że mój nieskrępowany głos brzmi tak dźwięcznie i donośnie. Righla na próżno próbuje mnie uciszać.
                - Obudzisz dzieci! – mówi, lecz sama z trudem powstrzymuje chichot. – Przecież wiesz, że każda sekunda snu jest na wagę złota – dodaje, bezczynnie gapiąc się w sufit.
                - Dobrze, będę opanowany – oznajmiam udawanie stanowczym tonem niczym polityk wygłaszający pewną ważną przemowę.
                - Właśnie widzę – prycha blondynka. – Marny z ciebie kłamca.
                Słowa kobiety na krótką chwilę przywołują dawne obawy. Najwyraźniej przede mną jeszcze długa droga, zanim ostatecznie będę w stanie powiedzieć bez zająknięcia, z pełnym przekonaniem, że jestem gotów poświęcić wszystko dla Ulyssesa Coppera, najlepszego władcy naszych czasów. Może właśnie dlatego czuję nagłą potrzebę podzielenia się z kimś swoją decyzją, podświadomie szukając osoby, która zdoła przekonać mnie do dokonania innego wyboru. Otwieram usta, lecz Righla nieoczekiwanie zabiera głos.
                - Wiesz, dlaczego się upiłam? – pyta, jednak nie oczekuje odpowiedzi. – Chciałam cię o coś prosić. - Nerwowo przełyka ślinę. Skupiam się, ignorując przyjemne zamroczenie. - Nie mam nic do ukrycia. Za niecałe sześć miesięcy przestanę oddychać. Pogodziłabym się z tą myślą, gdyby nie fakt, że zostawię swoje dzieci na pastwę losu. Choć Ivar niedawno skończył piętnaście lat, jeszcze nie dojrzał do roli opiekuna… - przerywa. Najwyraźniej nie potrafi zebrać myśli. – Corliss… zajmiesz się nimi, gdy odejdę?
                Przez dłuższą chwilę patrzę na nią w otępieniu. Nie mogę uwierzyć, że Righla pragnie powierzyć mi pieczę nad losem swoich ukochanych pociech. Niejednokrotnie widziałem, jak rezygnowała z wielu przyjemności i dawała im cząstkę nieba, czytała bajki na dobranoc, ocierając łzy spływające z oczu.
                Chyba właśnie dlatego moja odpowiedź jest dla kobiety niebywałym zaskoczeniem.
                - Nie. Ty nie umrzesz. Nie możesz. To niesprawiedliwe – bełkoczę. Nie powinienem kierować się emocjami, lecz pragnę wyjawić głęboko skrywane lęki i pragnienia. Czuję się wolny, jednak to tylko kolejna iluzja. Wiem, że nawet wielka miłość nie wygra ze śmiercią. Ciała, które niegdyś dawały ciepło, pozostaną zimne. Przecież wszyscy ludzie to wieczni niewolnicy Czasu.
                - Corliss, nie mam najmniejszego wpływu na datę swojego zgonu, dlatego błagam… spełnij tę jedną jedyną prośbę…
                Zdaję sobie sprawę, że wcześniejsza „wesoła” atmosfera była jedynie wyrazem histerii. Righla patrzy na mnie teraz przerażonymi oczyma. W jej głosie słyszę desperację i strach.  
                - Nie martw się – odpowiadam ostatecznie. Przecież nie mogę podjąć innej decyzji. Muszę spłacić dług wdzięczności wobec blondynki, która zapewniła mi dach nad głową, gdy znalazłem się w dolinie mroku. – Zadbam o twoje dzieci.
                O ile nie zostanę złapany przez strażników za fałszerstwo danych osobowych i działalność konspiracyjną, dopowiadam w myślach.
                Kobietą wstrząsa niepohamowany szloch wyrażający ulgę. Leży na podłodze, obejmując dłońmi swoje kolana.
                - Myślisz, że śmierć jest bolesna? – pyta niczym mała dziewczynka zagubiona w wielkim świecie.
                 - Dla ciebie na pewno tak – mówię, a w swoich słowach słyszę ogromną dawkę pretensji. Zupełnie jakbym pragnął, by blondynka odzyskała kontrolę nad czasem. W głębi duszy po prostu nie chcę tracić nadziei, która już niejednokrotnie zaprowadziła mnie na skraj rozpaczy. Niczym głupiec wracam do dawno ustalonych zasad. Jednak może to właśnie nieustanna wiara w lepsze jutro sprawia, że trzymam się na nogach? Wolę nawet nie wiedzieć, co się stanie, gdy pewnego dnia zmądrzeję.
                - Czasem nachodzą mnie różne absurdalne myśli… - kontynuuje kobieta, zupełnie niezrażona moim oskarżycielskim tonem. - Zaczynam żałować, że zdecydowałam się na posiadanie dzieci. Cholerny instynkt macierzyński… jednak chwilę później, gdy widzę, jak Tela przynosi mi swój nowy rysunek lub Siobhan prosi o kolejną lekcję czytania, mam wrażenie, że zachowałam się niczym najgorsza matka na świecie.
                - Rozumiem cię - mamroczę pod nosem, wzdychając. Powoli zaczynam odczuwać destrukcyjny wpływ zmęczenia wymieszanego z alkoholem. Mrużę powieki, usilnie powstrzymując nadejście snu.  – Ostatecznie pomiędzy miłością a nienawiścią istnieje zaledwie cienka granica.
                Pociągam ostatni łyk trunku ze szklanego pojemnika. Po chwili słyszę, jak oddech Righli staje się charczący i wyrównany.
                - Dobranoc – szepczę, przytulając butelkę whiskey, zupełnie jakby ta zyskała status mojego nowego przyjaciela.  Nie mija kilka minut, a już dosięga mnie sen bez snów. I znów zapominam, że za niecałe sześć miesięcy przeżyję kolejne rozczarowanie.

***
Rozdział może wydać się niespójny, za co bardzo was przepraszam, jednak ostatnio mój czas jest dość ograniczony - codziennie starałam się dopisywać przynajmniej jedną linijkę, więc nie zdziwię się, jeśli będziecie mieli wrażenie, że każdy werset jest jakby oderwany od reszty. 
Zaległości na obserwowanych blogach jak zwykle postaram się nadrobić w przeciągu tygodnia. Tymczasem zastanawiam się nad tym, czy nie zacząć odpowiadać na wasze komentarze...
Rozdział dedykuję niezawodnej Alii za wykonanie szablonu! :)
Poza tym pewnie zauważyliście, że po opublikowaniu poprzedniej notki zamieściłam na blogu ankietę dotyczącą rozdziałów z perspektyw różnych bohaterów. Bezkonkurencyjnie wygrała perspektywa Corlissa, z racji czego już do końca opowiadania postaram się nie mieszać narracji. 
Pozdrawiam ciepło!
                                                                                                                                                         

22 komentarze:

  1. Nowy szablon jest genialny ^^ Strasznie podoba mi się zarówno dobrana kolorystyka, jak i piękny nagłówek. Wszystko ze sobą wspaniale współgra. Ma talent dziewczyna!
    No, a rozdział? Też bardzo mi się podobał. Zwłaszcza, że był pisany z perspektywy Corlissa, którego polubiłam i zdania o nim nie zmieniam. Dużo uwagi poświęciłaś tutaj emocją oraz jego uczuciom, a ja to cenię. Ogólnie uważam, że dość trudno wcielić się w rolę bohatera, który został zmuszony funkcjonować w takich ciężkich czasach i jednocześnie tak dokładnie opisać, to co czuje. Ty to osiągnęłaś w mistrzowskim stylu. Cóż, jakoś nieszczególnie dziwie się tej jego reakcji. Sol dużo dla niego znaczy, do czego zresztą sam się potem przyznał. Tak, zaskoczył mnie tym wyznaniem, ale też w jakimś stopniu zaimponował. Nie jestem tylko pewna na ile można ufać Wolfowi. Niby zgodził się pomóc chłopakowi, ale coś mi w nim mocno nie gra. Teraz jest po stronie Corlissa. Tylko czy z czasem mu się to nie odwidzi? On już chyba sam się gubi w tym wszystkim. Boję się, co może z tego wyniknąć. Boję się też tego, co może wyniknąć z tego szalonego zadania, które zaproponował chłopakowi. Niby Corliss ma się wcielić w rolę strażnika? To strasznie ryzykowne, zwłaszcza, że Wolf sam wspomniał, że podobną akcję już realizowali i jej bilans był opłakany. Jak to się skończy tym razem? Mam tylko nadzieję, że Wolf naprawdę mu pomoże, a nie zostawi go samego sobie w decydującym momencie. I wcale nie zgadzam się ze słowami mężczyzny, że Corliss nie powinien nikogo kochać, że jest to jego największą słabością. Ja bym powiedziała raczej, że właśnie ta siła daje mu siłę i jest taką zachętą do działania, utwierdza go w tym, co słuszne. Ale jednak Wolf nie jest też tak do końca pozbawiony uczuć. W końcu przyznał, że sam nie do końca radzi sobie grając swoją rolę. Uwolnienie Sol, faktycznie może być dla niego też jakimś sposobem uwolnienia samego siebie.
    I potem jeszcze ta pijacka rozmowa z Righlą. To było smutne. Bardzo. Ta świadomość zbliżającej się śmierci, a przede wszystkim świadomość tej niemocy, którą ona powoduje. I strach. Kobieta pewnie nigdy by się do tego nie przyznała, ale ona się boi. Inaczej nie pytałaby chłopaka o to czy śmierć boli. To wyraźna oznaka strachu. Ale ona obawia się nie tylko o siebie. Troszczy się również o los swoich dzieci, kiedy jej już zabraknie. Najlepszym dowodem na to jest przysięga, jaką wymusiła na chłopaku. Mam nadzieję, że nigdy nie będzie musiał jej dotrzymywać, ale z drugiej strony... Nic nie jest pewna.
    Co do odpowiadania na komentarze... Ja to stosuję i chyba nigdy z tego nie zrezygnuję, bo w ten sposób można nawiązać lepszy kontakt z czytelnikiem, a nie tylko poznać jego suchą opinię na temat rozdziału ;)
    Cóż, czekam na kolejny rozdział i na taki zapraszam również do siebie.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz :*
      Mi szablon również bardzo się podoba. A w dodatku naprawdę lubię kolor czerwony, więc to dodatkowy plus.
      Corliss to moja ulubiona postać i, choć początkowo pisanie z jego perspektywy średnio mi wychodziło (pisałam trzy wersje jednego rozdziału, a ostatecznie rezygnowałam z każdej i zaczynałam od nowa), tak teraz nie wyobrażam sobie, by z powrotem wrócić do "kierowania" Soleil.
      Staram się przywiązywać dużą wagę do emocji bohaterów. Kiedy do głowy wpadł mi pomysł z założeniem tego bloga, byłam przekonana, że to właśnie na nich skupię całą fabułę. Ostatecznie dodałam trochę akcji, lecz wciąż nie chcę do końca odbiegać od pierwotnego schematu.
      Wolf faktycznie jest dość tajemniczy. A to, po czyjej stronie ostatecznie stanie, wyjawię w kolejnych rozdziałach.
      Masz rację co do Righli. Kobieta się boi i to nawet bardzo. Wie, że za niedługo nadejdzie śmierć. A do jej wizyty nijak można się przygotować..
      Ja na ogół jestem zbyt leniwa, żeby odpowiadać na komentarze, jednak ostatecznie postanowiłam się przełamać :)
      Również pozdrawiam :*

      Usuń
  2. czy jednak *.* jakie to słodkie. Corliss kocha Sol *.* szkoda,a że wcześniej sobie tego nie uświadomił, gdy jeszcze była koło niego. ale może będzie mógł jeszcze naprawić swój błąd i wszytko jej powiedzieć i przy okazji uwolnić ją. oby oby.
    Wolf zyskał w moich oczach. naprawdę. jak zdecydował się pomóc Corlissowi. choć sposób w jaki chcą to zrobić jest naprawdę brutalny i nieprzyjemny. stać się kimś kogo wszyscy znienawidzą. przykre.
    No cóż, muszę Cię przeprosić za tak krótki komentarz, ale nie wiem co mogłabym jeszcze napisać. dla mnie rozdział wcale nie jest niespójny. czytało mi się go naprawdę dobrze!
    Życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci za komentarz :*
      Bardzo długo zastanawiałam się, czy zawrzeć w tym rozdziale wyznanie Corlissa. Choć początkowo uznawałam je za zbyt ckliwe, ostatecznie stwierdziłam, że to jedyny sposób na przekonanie Wolfa, który, mimo iż ucieka od wszelkich emocji, ma serce.
      Wolf to dość ciekawa postać. Początkowo w ogóle nie planowała, że powstanie, ale namówiła mnie do tego koleżanka z klasy. W dużej mierze to jej zawdzięczam charakter i historię tego bohatera ^^
      Nie masz za co przepraszać :D Cieszę się, że mimo wszystko dobrze czytało Ci się rozdział.
      Dziękuję i również życzę Ci dużo weny! Pozdrawiam ;*

      Usuń
  3. A więc Corliss przyznał, że kocha Soleil! Wiem, że to raczej typowy przypadek nieszczęśliwej miłości, kiedy zdaje się, że wszystko i wszyscy są przeciw tym dwojgu i nie ma szansy na udany związek. Ale mimo wszystko wierzę, że ta historia ma szczęśliwe zakończenie. Corliss wydawał się z początku nieco burkliwy i niezbyt uprzejmy, ale to pewnie dlatego, by uchronić się przed niepotrzebnym bólem. Skoro trzymał ludzi na dystans, nie było nikogo, kto mógłby go skrzywdzić. Jednocześnie przeczyła temu jego opieka nad siostrą. No i troska o Soleil. Nie sądziłam jednak, że Corliss będzie w stanie otwarcie przyznać się do tego, że pokochał główną bohaterkę. Zresztą jego samego chyba też to zaskoczyło. Widać, że to uczucie jest mocne i prawdziwe, skoro chłopak jest skłonny poświęcić własne człowieczeństwo. Choć świat, który przedstawiasz, wydaje się ponury, mam nadzieję, że zakończenie będzie optymistyczne.
    A tak w ogóle to coraz bardziej kocham Corlissa, jest cudowny <3
    Pozdrawiam
    koszmar-na-jawie
    b-u-n-t

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci za komentarz :*
      Zakończenie? Szczerze, to jest moja zmora. Do tej pory nie mam pojęcia, jak zakończyć tę historię, więc możesz spodziewać się dosłownie wszystkiego.
      Masz rację co do Corlissa. Mężczyzna nie chciał być zraniony, dlatego odpychał od siebie ludzi, lecz w głębi serca nie lubił samotności, a Georgię i Soleil darzył pewnego rodzaju miłością. Inną, bo inną, ale jednak.
      Długo zastanawiałam się nad tym, że napisać to wyznanie. Ostatecznie stwierdziłam, że to jedyna droga do przekonania Wolfa, który wbrew pozorom ma serce.
      Haha ja też go kocham <3
      Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  4. " - Dobranoc – szepczę, przytulając butelkę whiskey, zupełnie jakby ta zyskała status mojego nowego przyjaciela. " Najlepsze zdanie ever:D
    Tak poza tym rozdział jest super. Tyle miłości <3 czekam na więcej! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. HAHAHAHA XD Doorotko, to zdanie miało być... pełne goryczy xD nie wyszło, mniejsza z tym ^^ A Ty pisz ten rozdział, no, czekam! Jutro mi pokażesz na WOK'u :3

      Usuń
  5. Ach, dziewczyno, nawet Corlissle już nie jest taki jak był. On jeden starał się widzieć trochję optymizmu w tym chorym świecie, ale cięzko widzieć, jak wszystko jest jeszcze bardziej pogmatwane. I tak go uwielbiam. Choć pytanie jest dobre. Czy własne człowieczeństwo jest tego warte? nie wiem. ale jego miłość jest zbyt silna, by tego nie zrobić. Ponadto to nie jest jednoznaczne...a może jest? Bo chyba będize musiał krzywdzić. Ale nie będzie, och mam nadzieję zabijać? zresztą jak, właściwie to dziewczyna tak naprawdę zabija, dając te zastrzyki.... ale bycie straźnikiem ludzi dobrych, którrzy próbowali się postawić, jest równie straszne... Jezu, jak Ty to pomieszałas. i ejszczze dialog z R, tak na dobitkę bohaterów i czytelników... Ach, jakby można było przeskoczyć tę barierę..kiedyś przynajmniej wiadomo było, że jak się ma 30 tpo się umiera, teraz zaś można dostać tą strzykawką nawet wczesniej i koniec. Ale może to dobrze, może... może to dobrze choć nie, jeśli sie komuś obiecało (matce), nie-dopóki jest choć jedna osoba, która Cię kocha, mimo że ten świat jest taki pokręcony i lepiej dla ludzi, w jakimś sensie, byłoby sie nei zakochiwać.
    Dziewczyno, po prostu to jest zbyt okropne, żeby tak to ciągnąć, to jest zyt straszne, chociaż jeden radosny przebłysk by sie przydał, naprawdę, jakąs obietnica jakiejkolwiek zmiany... Zapraszam na nowość na zapiski-condawiramurs.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę obiecać, że u Corlissa zdarzą się jeszcze różne przebłysku optymizmu. Może nie w najbliższych rozdziałach, ale później na pewno.
      Ja też próbowałam odpowiedzieć sobie na to pytanie i, szczerze mówiąc, nie mam bladego pojęcia, jak zachowałabym się na miejscu wykreowanych przeze mnie postaci. Mogę jedynie wszystko sobie wyobrażać ^^
      Zaspoileruję Ci: Corliss nie będzie musiał zabijać, na szczęście :) Zabijanie więźniów byłoby, według Coppera, czymś nieopłacalnym, skoro każdy z nich jest traktowany jak maszyna, tania siła robocza.
      Ja wiem, że strasznie wszystko pogmatwałam xD Chciałam pogmatwać. Mam dziwne skłonności do komplikowania życia moim postaciom. A co do zmian... to wszystko się okaże :)
      Dziękuję Ci za komentarz :* Na Twojego bloga wpadnę, jak tylko nadrobię pozostałe zaległości. Pozdrawiam serdecznie :*

      Usuń
    2. Rozumiem, ze cooper pragnie robić rzeczy gorsze niz smierć... Czyli wlasciwie dziewczyna ma gorzej,bo musi zabijać tych, co przychodzą... Zapraszam na mój nowy blog niedoceniony.blogspot.co,

      Usuń
  6. Wiesz, że kocham Corlissa miłością czystą, szaleńczą i wręcz psychiczną? Naprawdę, jestem w niego jakoś tak wpatrzona jak w obrazek. Jest jednym z moich ulubionych bohaterów ze wszystkich blogów, które obserwuję. A że najlepszym bohaterem Twojego opowiadania to chyba nie muszę wspominać, bo miłość mówi sama przez siebie.
    On to powiedział. Powiedział, że kocha Soleil. Co prawda nie jej, tylko Wolfowi, ale i tak. Myślę, że to nawet znacznie odważniejsze. Powiedzieć coś takiego człowiekowi, którego się znało, ale z którym teraz nas nic nie łączy. Musiał naprawdę być zrozpaczony, aby w końcu to wykrzyczeć. I co? Opłacało się! Wolf zgodził się pomóc, na szczęście! Tylko właśnie, czy to szczęście? Słabo widzę Corlissa w roli silnego, bezwzględnego strażnika, raniącego niewinny ludzi. Po prostu nie jestem w stanie uwierzyć, że ktoś tak (powiem to) delikatny, wrażliwy, uczuciowy, jest w stanie kogoś uderzyć bez naprawdę ważnego powodu. Ale czego się nie robi dla miłości?
    Corliss jest świadomy tego, co go czeka. Wie, że zatraci własne człowieczeństwo, gdy tylko przekroczy mury więzienia Coopera, ale mimo tego ryzykuje. I to jest chyba największy wyraz miłości, na jaki mógłby się zdobyć. Chce uratować dziewczynę, narażając siebie samego. Problem w tym, że będzie musiał w pewnym stopniu wyłączyć swoje uczucia. A co, jeśli się w tym wszystkim zatraci i w końcu przestanie postrzegać, po co właściwie przybył do tego miejsca? Co, jeśli tak bardzo się zmieni, że już nie będzie potrafił odszukać w sobie uczucia, które żywił do dziewczyny? Jeżeli zapomni o tym, co sobie obiecał, przyjmując tę posadę?
    Ale co ja piszę.. Kto powiedział, że w ogóle się tam dostanie. W końcu musi przejść testy psychiczne, a z tym może mieć problemy. W końcu jest bardzo dobrym człowiekiem.
    Ciekawe, jak to rozegrasz. Co czeka Corlissa? Bo jeśli on naprawdę zostanie strażnikiem, to tak, jakby chłopak po prostu umarł. Zmienisz go całkowicie.
    Naprawdę, bardzo, bardzo namieszałaś -.-

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że kochasz Corlissa ! Ja też go kocham xD Co jest aż dziwne, bo zwykle nie przepadam za wykreowanymi przeze mnie postaciami.
      Chłopak faktycznie jest delikatny i uczuciowym, wbrew pozorom. Za wszelką cenę próbuje to ukryć, lecz czasem mu się to nie udaje, a jego prawdziwa natura wychodzi na wierzch. Jak sobie poradzi w roli strażnika? O tym w kolejnych rozdziałach, ale powiem Ci tylko, że łatwo nie będzie.
      Zachowanie Corlissa z pewnością ulegnie pewnej zmianie. W końcu zostanie zmuszony do uwierzenia kłamstwo. Tylko w ten sposób będzie mógł zdobyć posadę strażnika. Jednocześnie wie, że to jedyny sposób na uratowanie Soleil. Jeśli niczego by nie zrobił, dziewczyna nadal by cierpiała, co z pewnością również zniszczyłoby psychikę chłopaka.
      Wiem, wiem, namieszałam xD Aż się sama sobie dziwię, bo kiedy zaczynałam pisać, byłam przekonana, że nie dam rady skończyć nawet czterech rozdziałów. Od zawsze miałam do czynienia tylko z obyczajówkami, a tak nagle wystrzeliłam z sci-fi xD
      Dziękuję Ci za komentarz i pozdrawiam ciepło! :D

      Usuń
  7. Cudowny rozdział :) Jak każdy. I wcale nie jest niespójny. Bynajmniej.
    Z tego, co widzę jest nadzieja na to, że Soleil zostanie uwolniona. To naprawdę cudowna wiadomość. Obawiałam się, że Wolf się na to nie zgodzi. Sądziłam, że naprawdę jest już wyzuty z uczuć i emocji. Cieszę się, że mimo wszystko, nadal potrafi docenić takie uczucia jak miłość :)
    Szczerze mówiąc, wyznanie Corlissa mnie bardzo zaskoczyło. Oczywiście na plus. Wiedziałam, że bardzo zależy mu na Soleil, jednak nie podejrzewałam, że naprawdę ją kocha. Mam nadzieję, że niebawem się spotkają. Chociaż z drugiej strony chyba mogę się martwić o owe spotkanie. Sądzę, że wówczas już oboje będą inni. Ona zabija. On musi być bezlitosny wobec innych. Takie rzeczy mają ogromny wpływ na charakter ludzi. To zabija ich od środka. Od razu przypomniała mi się pewna książka, w której bohaterka tkwiła w podobnym impasie. Powiedziała, że trzeba mieć nadzieję, że można się nauczyć czynić swoją złą stronę najmniejszą częścią siebie. Nawet jeżeli w świecie, w którym się żyje, trzeba zabijać. Mam nadzieję, że ta sztuka uda się zarówno Corlissowi jak i Soleil :)
    Rozdział jak zawsze cudowny. Twój styl i sposób wyrażania emocji są naprawdę niesamowite!
    Życzę dużo weny przy pisaniu kolejnego rozdziału.
    Serdecznie pozdrawiam :)
    PS. Wybacz, że komentuję dopiero dzisiaj, ale ostatnimi czasy miałam spory problem z dostępem do internetu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że rozdział Ci się podoba! I oczywiście bardzo dziękuję za komentarz! :)
      Wolf wbrew pozorom ma emocje, tyle tylko, że nauczył się je ukrywać, czego wymagała od niego praca strażnika. Robił to tak skutecznie, że aż zaczął gubić się we własnych uczuciach.
      Ponowne spotkanie Corlissa i Soleil, które nastąpi za (...) rozdziałów jest moją ulubioną sceną, choć jeszcze jej nie napisałam xD Po prostu sama nie mogę się tego doczekać. Masz rację, oboje będą inni, ale czy uda im się przynajmniej w pewnym stopniu odbudować dawną relację? Nie będę niczego zdradzać ^^
      Strasznie się cieszę, że podoba Ci się mój styl :) Opisy emocji to coś, co lubię najbardziej, więc staram się przywiązywać do nich dużą wagę.
      Dziękuję i również życzę dużo weny! :D
      Nic nie szkodzi, ja też mam u Ciebie zaległości, jak zwykle zresztą :/ Jestem po prostu bardzo nieogarniętym człowiekiem, ot co! xD

      Usuń
  8. Myślałam, że Wolfe będzie się bardziej wzbraniał od pomocy Corlissowi. A jednak praca u Coppera nie zmieniła go tak bardzo, jak by się mogło na początku wydawać. Corliss strażnikiem? Oj, ciężko to widzę. Przecież to go zniszczy, poza tym nie wiadomo, czy się uda, bo przecież podczas uwalniania Soleil mogą go dorwać, a to się dobrze nie skończy. Musi mu naprawdę bardzo zależeć, skoro aż tak chce się dla niej poświęcić. Może jednak mu się uda. Szanse są marne, ale może jednak warto zaryzykować. Jestem ciekawa, jak to będzie wyglądało. Szkoda mi Righli… to przykre, że nie będzie mogła widzieć, jak jej dzieci będą już dorosłe, jak wtedy będzie wyglądało ich życie. Ona odejdzie, a one zostaną same. Nic dziwnego, że się o nie martwi. Cóż… Oby Corliss miał okazję dotrzymać obietnicy. Bo gorzej, jak nie będzie w stanie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Cóż, ja sama głosowałam za rozdziałami z perspektywy Corlissa, ale nie myślałam, że tak na sto procent przerzucisz się na nie. Chyba trochę będę tęsknić za spojrzeniem Soleil, lecz to nie zmienia faktu, iż powyższy rozdział (i jestem pewna, że z następnymi też tak będzie) czytało się naprawdę świetnie :)
    Nic dziwnego, że Corliss dostał szału, kiedy Wolf wspomniał o tym, co stało się z Sol. Sama byłam w ciężkim szoku, bo nie przypuszczałam, iż nowy bohater w opowiadaniu pociągnie za sobą coś takiego... Kiedy Corliss wykrzyczał słowa "Ale ja ją kocham!", to aż mnie coś w środku zabolało. Oczywiście domyślałam się tego od dawna. Widać było, że tę dwójkę łączy coś więcej, nawet jeśli regularnie wchodzili ze sobą w konflikty. Ich uczucie nie rozkwitnęło tylko dlatego, że żyli w zbyt ciężkich czasach, by pozwolić sobie na miłość. Niestety obecna sytuacja wzięła nad Corlissem górę, więc po raz pierwszy głośno o tym powiedział. Wielka szkoda, że musieli się spotkać w tak trudnej sytuacji, sytuacji, gdzie wszelkie cieplejsze emocje muszą zostać stłamszone i zamienione w chociaż pozorną obojętność. Chociaż bardzo chcę, żeby Soleil znowu była wolna, jestem przerażona planem Corlissa. Nie wiem, czy w ogóle ta cała misja z zostaniem strażnikiem się powiedzie, a co dopiero mówić o przetrwaniu w tak strasznym więzieniu. Oferta pomocy ze strony Wolfa jakoś mnie nie uspokoiła, chociaż byłam nią pozytywnie zaskoczona. Nie wiem, jestem pełna pesymistycznych myśli, mimo że bardzo bym chciała, żeby wszystko się udało... Obietnica, którą Corliss złożył Righli tylko wszystko pogorszyła. Tak czy siak będę miała nadzieję, że wszystko się jakoś ułoży. Że ten plan, nawet jeżeli pokręcony i przerażający, wypali i wkrótce będę mogła się cieszyć z tego sukcesu.
    Uwielbiam tę historię, naprawdę. Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy <3

    OdpowiedzUsuń
  10. jejku, nie wiem, jak to się stało, że komentuję dopiero dzisiaj. bardzo Cię przepraszam.
    zaczną od tego, że bardzo mi się podoba nowy szablon. ma przyjemne kolory, choć niezbyt przepadam za tą aktorką.
    rozdział oczywiście również na bardzo wysokim poziomie.
    niestety, tak to zazwyczaj bywa, że o uczuciu, jakim darzymy drugą osobę uświadamiamy sobie, kiedy ją tracimy. dlatego bardzo współczuję Corlissowi. w ogóle cudowny z niego facet. niby taki twardy, niedostępny, ale z drugiej strony pod twardą skorupą kryje się prawdziwa wrażliwość. uwielbiam go!
    A Wolf cały czas mnie zastanawia, choć jego oferta pomocy była czymś pozytywnym to moim zdaniem ma drugie dno.
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  11. Jak zwykle z opóźnieniem, ale w końcu dotarłam.

    Zachowanie Corlissa bardzo mnie zaskoczyło - mam tu na myśli jego wyznanie miłości. Chyba nie sądziłam, że tą parką targają aż tak silne uczucia. Plan wydaje się sensowy, choć doskonale rozumiem, że chłopak ma opory przed podjęciem takiej pracy.

    Jestm absolutnie zachwycona opisami uczuć. Są takie prawdziwe, jakbym znajdowała się w samym środku jego głowy. Nie wiem czemu, ale z Soleil nie czułam się aż tak związana.

    Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.
    Pozdrawiam gorąco,
    summer-sky

    OdpowiedzUsuń
  12. Jejku, nie sądziłam, że wynik głosowania w sondzie będzie taki na sto procent. Co prawda sama wybrałam Corlissa i cieszę się, że to jednak on wygrał, ale czasem zmiana też była przyjemna. Jednak to twoja decyzja.
    Współczuję Corlissowi. Teraz, gdy uświadomił sobie, ze kocha Soleil, a nawet powiedział to na głos, to stracił ją i co gorsza istnieje prawdopodobieństwo, że ona może nigdy tego nie usłyszeć. Niech pamięta, że zawsze ja mogę go przytulić na pocieszenie :)
    Misja, której chce się podjąć rzeczywiście może całkiem go odmienić, jednak dobrze, że zdaje sobie z tego sprawę. Może dzięki temu uda mu się, przynajmniej w większości, pozostać tym samym człowiekiem. Jednak stawiam, że czeka go długa droga, zanim stanie się strażnikiem więzienia. Zastanawiam się jednak, czy mimo tej odważnej próby odzyskania ukochanej kobiety, zastanie Soleil żywą (nawet nie chcę sobie wyobrażać, by robił to wszystko na próżno) oraz czy w innym wypadku uda mu się ją odbić. Przed oczami mam fragmenty "One Piece", gdy Luffy robił wszystko, by ocalić Ace z więzienia i mam nadzieję, że u ciebie tamta historia się nie powtórzy.
    Czekam na ciąg dalszy.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Świetny rozdział! Wbrew temu, co napisałaś nie miałam wrażenia, że każdy werset jest oderwany od reszty. Jak dla mnie wszystko tworzy wspólną, jednolitą całość, która wciąga. Cóż, jakby nie było jestem cały czas ciekawa, co z tego wszystkiego wyniknie. Obawiam się o to, jak praca u Copera, może zmienić chłopaka. Co prawda już teraz można dostrzegać w nim powoli postępujące zmiany - przykładem na pewno jest to duszenie z początku rozdziału, ale wydaje mi się, że przez to, czego się podjął może być tylko gorzej. Nie mniej jednak cieszę się, że ktoś podejmie działania w celu uwolnienia stamtąd Sol. Nawet boję się wyobrażać sobie, co ona musi tam czuć, jak powoli to, do czego jest przymuszana, ją zaczyna zmieniać. Wydaje mi się, że z Corlissem będzie podobnie... Jakoś tak cały czas liczę na szczęśliwe zakończenie. Nie wiem, jakim cudem mogłoby do niego dojść, ale ta rzeczywistości, w której żyją twoi bohaterowie tak bardzo brakuję kolorów, że mam ochotę cały czas ich wspierać. Zdecydowanie czekam na więcej! Pozdrawiam i duuużo weny życzę! :D

    OdpowiedzUsuń
  14. Hej! Wreszcie doczytałam. Masz parę błędów w stylu ą miast ę, a poza tym natrafiłam tu na tajemnicze zdanie mówiące o tym, że ktoś może zginąć. Poza tym...
    Lubię to jak kreujesz bohaterów. Brakuje trochę mi Dee, ale nie bardzo, nie lubię dzieci. Podoba mi się to, że piszesz z innej perspektywy i jednocześnie zmieniasz styl, podporządkowujesz się pod Corlisa.

    OdpowiedzUsuń