"Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu.
Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy... "
Albert Einstein
W
powietrzu unosi się gorzka woń śmierci. Nie potrafię przed nią uciec. Duszący
odór zatyka moje nozdrza. Łapię w usta każdą, nawet najmniejszą dawkę tlenu.
Jeszcze tylko kilka minut. Mam wrażenie, że oszaleję, zanim zadzwoni budzik,
dlatego podnoszę się z materaca nieco wcześniej. Idę w kierunku łazienki.
Odkręcam kurek, a z kranu wypływa przezroczysta ciecz. Woda kojarzy mi się z
czymś nieprawdopodobnie ludzkim. Jest niezbędna do życia. Bez niej można być
pogrążonym w stanie długotrwałej agonii, czekając na pożywienie lub trzydzieste
urodziny jak bezbronna roślinka. Choć dawniej jej brak z pewnością
doprowadziłby do śmierci organizmu, obecnie, ze względu na moją niezniszczalną
naturę, nic takiego mi nie grozi.
Opanowuję
drżenie rąk. Przyglądam się sobie w lustrze. Moje rozczochrane blond włosy
łagodnie opadają na ramiona. Mam zapadnięte policzki i jasnoniebieskie oczy.
Niektórzy uznają mnie za nienaturalnie wysoką.
Przemywam
twarz wodą, po czym wkładam na siebie spodnie i koszulę wykonane z materiału,
który w dotyku przypomina papier. Mam wiele podobnych stroi. Nie trzeba ich
prać, wystarczy wyrzucić po dniu użytkowania. Jedna sztuka kosztuje zaledwie
dwa dekanty. Nie zależy mi na dobrym wyglądzie, dlatego nie szukam innych,
bardziej efektownych rozwiązań.
Ponownie
wchodzę do sypialni. Słyszę skrzeczący dźwięk budzika. Mam ochotę zatkać uszy,
by powrócić do krainy ciszy, jednak wiem, że wtedy wyszłabym na wariatkę.
Corliss i Georgia dopiero wstają. Ja natomiast decyduję się na samotny spacer.
W klinice muszę być przed dziesiątą, mam więc wystarczająco dużo czasu, by
przemyśleć pewne sprawy.
Schodzę
po schodach, delikatnie głaszcząc poręcze. Mieszkam na trzecim piętrze, dlatego
już po chwili staję przed drzwiami wejściowymi. Naciskam klamkę i z całych sił
popycham drewnianą płytę. Przekraczam próg, a później staję jak wryta.
Ludzie.
Pełno ludzi krzyczących: „Nie masz prawa pogrywać z naturą!”, trzymających w
rękach transparenty z rysunkiem skreślonej strzykawki. Zaskakujące, że w tak
krótkim czasie zdążyli stworzyć zwartą grupę. Każdy z nich pragnie, by słowa
Coppera nigdy nie zostały wypowiedziane. Nie mogę jednak wierzyć w powodzenie
tej akcji. Motto protestujących to czysty absurd. Czy pozostała w nas choć
cząstka człowieczeństwa? Jesteśmy mutantami powstałymi po wybuchu bomby.
Przyroda już dawno przestała się z nami zadawać.
Z
trudem toruję sobie drogę. Nad ziemią wisi czarna chmura przysłaniająca słońce.
Prawie przedostaję się na drugą stronę, gdy ktoś łapie mnie za ramię. Teraz
stoję twarzą w twarz z młodą, najwyraźniej niczego nieświadomą brunetką.
–
Co się tu dzieje? – mówi głośno, starając się przekrzyczeć tłum.
Nie
czuję się na siłach, by powiedzieć dziewczynie prawdę, jednak, widząc jej
przerażone spojrzenie, szepczę: „To jakaś akcja przeciwko narkomanii”.
Najprawdopodobniej kobieta nie do końca mi wierzy, jednak staje się
spokojniejsza, dzięki czemu mogę odetchnąć z ulgą. Moje kłamstwo dało jej
złudną nadzieję na to, że świat wcale nie jest zły. Chcąc nie chcąc, ta
świadomość cieszy nawet mnie. Byłoby zdecydowanie łatwiej, gdybym o niczym nie
wiedziała.
Idę
w swoją stronę. Mam nadzieję, że uda mi się przedstawić Georgii podobną wersję
wydarzeń. Wątpię, by Corliss wyjawił jej prawdę. Młodzieniec z pewnością będzie
wymyślał coraz to nowsze wymówki, nawet jeśli zupełnie pogrąży się w swoich
kłamstwach.
W
pracy jestem na czas. Zadziwia mnie fakt, że moi przyjaciele jeszcze tam nie
dotarli. Przeczuwam, że Georgia wyje na widok protestujących, wobec czego jej
brat pozostaje bezradny. Przez chwilę myślę nad tym, by wrócić, lecz pragnę
czym prędzej rzucić się w wir obowiązków. Na korytarzu wita mnie Alissa.
Opowiada o wszystkim, co wydarzyło się podczas mojej nieobecności.
–
Mamy nowego pacjenta – oznajmia, jednocześnie prowadząc mnie w kierunku
izolatki.
To tam trafiają wszyscy, którzy postradali
zmysły. Umieszczenie ich w jednym pokoju z pozostałymi chorymi groziłoby
niebezpieczeństwem. Obłąkani uderzają głową o ścianę, krzyczą i zadają sobie
ból. Nigdy nie uznawałam ich za nienormalnych. Po prostu nie mieli
wystarczającej ilości sił, by żyć pod ciągłą presją czasu.
Docieramy
do celu. Przez szczelnie zamknięte drzwi zbudowane z przezroczystego tworzywa
widzę człowieka. Jego ciało zaczyna się od stóp, a kończy na szyi. Mężczyzna ma
poparzoną skórę. Z pewnością pozostanie na wpół martwy przez kolejne pięć
miesięcy – tyle trwa proces regeneracji.
Przypuszczam,
że poszkodowany nie odczuwa bólu. Jego głowa, odcięta w wyniku wypadku, leży w
bliżej nieokreślonym miejscu. Ten widok przeraża mnie tak bardzo, że muszę
odwrócić głowę w kierunku ściany.
–
Miał wypadek. W bok jego samochodu wjechała ciężarówka – mówi Alissa, a ja
zaczynam obgryzać paznokcie.
–
Zrobiliście mu zastrzyk? – pytam.
–
Jeszcze nie. Czekamy, aż pogrąży się w letargu.
–
W takim razie ja to zrobię – informuję.
Chcę
za wszelką cenę wejść do pomieszczenia, lecz wiem, że prawdopodobnie nie jestem
w stanie pomóc swojemu pacjentowi. Muszę zdać się na łaskę czasu, od którego
jestem uzależniona. To on wypełnia większość moich myśli, widzę go w ludziach
czy przedmiotach. Jest szybki, dlatego wyprzedza mnie w każdym możliwym
momencie. Choć bardzo się staram, nigdy go nie dogonię.
–
Uważaj na siebie – szepcze pielęgniarka.
Nie
próbuje mnie powstrzymywać. Wkładam tylko gumowe rękawiczki leżące na stole w
pokoju obok, biorę strzykawkę, napełniam ją lekiem przyspieszającym regenerację
ciała, po czym wracam, by wpisać kod w
drzwiach pomieszczenia. Zamek otwiera się momentalnie, a ja wchodzę do środka
niepewnym krokiem. Ściany w kolorze nadziei nie potrafią zabić panującej tam
atmosfery. Wystarczy zaledwie kilka sekund spędzonych w izolatce, by poczuć się
jak w pułapce bez wyjścia.
Kim
stanie się chory mężczyzna, kiedy ponownie otworzy oczy? Czy jego bliskim
starczy cierpliwości, by nauczyć go życia? Przejdą przez piekło czy raczej
poddadzą się na starcie? A jeśli nie będą wystarczająco wytrwali?
Od
zawsze popierałam ciągłą walkę, pozbawiona możliwości wyboru. Tylko dzięki temu
wierzyłam, że wstawanie każdego ranka i wykonywanie podstawowych czynności ma
sens. Nie zastanawiałam się nad tym, co by było, gdyby zabrakło mi sił. Może
czekałabym, aż kolejny dzień przyniesie mi nowe powody do radości lub
patrzyłabym na zachód słońca bez kropli nadziei. Teraz jednak dostałam szansę na
odzyskanie kontroli nad własnym życiem. Mimo że ciągle nienawidzę Coppera,
zaczynam rozumieć jego intencje. Chciałabym mieć przy sobie śmiercionośny
zastrzyk, na wypadek gdybym zrozumiała, że z życia tutaj nie wyniknie już nic
dobrego.
Wreszcie
wiem, dokąd pragnę pojechać. Nie liczę na żaden wymiar odpoczynku. Wierzę za
to, że dotrę do pracowników Ulyssesa i wykradnę jego „antidotum”.
Siadam
na rogu łóżka pacjenta.
–
Wszystko będzie dobrze – powtarzam, choć wiem, że nikt z wyjątkiem mnie nie
usłyszy tych słów.
Delikatnym,
lecz stanowczym ruchem chwytam rękę mężczyzny. Czekam na odpowiedni moment, by
wbić igłę w skórę. Lek z pewnością pomoże mu w szybszym powrocie do zdrowia.
Nagle poszkodowany zaczyna się trząść. Gwałtownie wstaję i widzę, jak złamany
szpikulec wystaje z jego ciała. Chcę za wszelką cenę podejść bliżej pacjenta,
by zabezpieczyć ostry przedmiot, jednak młodzieniec niespodziewanie spada z
łóżka.
Powinnam
była poczekać, lecz jeszcze nie zdążyłam nauczyć się cierpliwości.
Szybko
wychodzę z pokoju. Popełniłam błąd, a nienawidzę nie mieć racji, dlatego
zamykam za sobą drzwi, nawet nie spoglądając na Alissę. W korytarzu wpadam na
Georgię. Kobieta najprawdopodobniej zmierza w kierunku kuchni, gdzie spędzi
resztę dnia. Jest znakomitą kucharką, choć, w odróżnieniu ode mnie, skończyła
jedynie szkołę podstawową.
–
To wszystko… – mówi swoim codziennym, zdławionym głosem. – Ta cała akcja
przeciwko narkotykom… to prawda?
Staję
jak wryta. Nie wiem, jakim cudem moja współlokatorka zaczęła czytać mi w
myślach. Po chwili jednak zaczynam rozumieć, że Corliss najprawdopodobniej użył
identycznej wymówki. Mimo że na pozór ja i on jesteśmy zupełnie różni,
współczesny świat zdążył nas do siebie upodobnić. Zostaliśmy pozbawieni
wyjątkowych cech, staliśmy się szarzy i nic nieznaczący.
–
Jasne – szepczę, uśmiechając się w duchu. – Mam dla ciebie zadanie – zwracam
się ponownie do kobiety. – Powiadom kogoś, że wieczorem wyjeżdżamy – proszę.
Wiem, że to mój ostatni dzień pracy w klinice leczenia bólu w Bittlemberg. Nie
martwię się o jutro. Nawet „dzisiaj” jest mi obojętne. W końcu nie pierwszy raz
rzucam się na głęboką wodę.
Georgia
kiwa głową, a następnie odchodzi. Ja natomiast spoglądam kątem oka na Corlissa,
który przyszedł do pracy wraz z swoją siostrą. Widzę, jak jego usta układają
się w bezgłośne „dziękuję”. Przynajmniej tym razem zachował resztki
przyzwoitości.
Przez
całe popołudnie staram się znaleźć informacje na temat bakterii Coppera.
Wierzę, że zdołam utrzymać swój plan w tajemnicy. Kiedy nikt nie patrzy, staję
przed wejściem do lewej części budynku. To tam leczeni są bogacze, których stać
na najdroższe medykamenty. Mają swoich osobistych pielęgniarzy i komputer w
każdej sali. Nie posiadam odpowiednich uprawnień, by móc złożyć im
niezapowiedzianą wizytę, dlatego jestem zmuszona do użycia podstępu.
Czekam,
aż jeden z lekarzy otworzy drzwi. Wtedy odrywam część rękawka od koszuli i
kładę go na podłodze, by nie dopuścić do zamknięcia metalowej płyty. Dzięki
temu ukradkiem dostaję się do drugiego skrzydła klinki. Idę na palcach, choć
mam pewność, że nie jestem obserwowana. W pewnym momencie docieram do ogromnej
sali pełnej nieprzytomnych ludzi. Przez duże okna do środka wpadałoby wiele promieni
słońca, gdyby nie dzisiejsza ponura pogoda. Na jednym łóżku śpią co najmniej
dwie osoby. Dziwi mnie ten widok. W dodatku w powietrzu unosi się nieprzyjemny
zapach zgnilizny. Mimo że rzadko bywam w tej części budynku, nie mogę uwierzyć,
że pracownicy placówki dopuścili się takiego zaniedbania.
Ignoruję
to. Gdybym miała dopatrywać się zła w każdej sytuacji, już dawno zostałabym
zamknięta w izolatce. Choć rzeczywistość zmieszała się z abstrakcją, udaję, że
wszystko jest w porządku.
Siadam
na krześle i aktywuję komputer. Nowoczesne urządzenia to dla mnie czarna magia,
lecz, całe szczęście, potrafię obsłużyć niektóre z nich przynajmniej w
umiarkowanym stopniu. Po chwili na ścianie pojawia się kolorowy obraz. Dzięki
klawiaturze wyświetlonej na blacie biurka wybieram odpowiednią ikonkę, a
następnie wpisuję hasło wyszukiwania. Wszystko odbywa się w nieprawdopodobnej
ciszy. W przeciągu kilku sekund odnajduję potrzebne informacje. Dowiaduję się,
że dzieło Coppera, Mortem, jak sam je nazywa, powoduje zupełnie bezbolesną
śmierć w przeciągu kilku godzin. Niestety, zabójczą bakterię mogę zdobyć
jedynie w obrębie Sartonii. To kilka dni drogi stąd, jednak ze względu na
zamieszki podróż powinna się przedłużyć. Mimo to nie chcę z niej zrezygnować.
Od maleńkości wmawiano mi, że dotrę do celu, nawet jeżeli będę zmuszona dążyć
do niego po trupach.
Wyłączam
komputer, a następnie wstaję z krzesła. Chcę wrócić do pracy, jednak nagle
słyszę głosy dobiegające z korytarza. Gwałtownie upadam na podłogę, by skryć
się pod biurkiem. Podciągam nogi pod brodę.
Zbliżają
się.
–
Dlaczego nie możecie przenieść ich do advenów?
Jej
słowa bolą, mimo że słyszę je nie po raz pierwszy. Nazywa nas obcymi. Wiem.
Byłam dobrą uczennicą, a łacinę chłonęłam jak gąbka. Bogaczom jednak wydaje
się, że ich specjalnego szyfru nie zrozumie żaden „przeciętny” człowiek .
W
głosie kobiety wyczuwam wszechobecną pogardę. Ja nie miałam wpływu na to, w
jakiej rodzinie się wychowałam, jednak gdybym mogła wybierać, nie zamieniłabym
jej na żadną inną. Za nic w świecie nie chciałabym być kimś tak egoistycznym.
–
Nie możemy sobie na to pozwolić. Wtedy choroba rozprzestrzeniłaby się jeszcze
bardziej. Niech się pani nie martwi, szczepionki z pewnością pomogą – oznajmia
lekarz.
Jaka
choroba?
– Nie obchodzą
mnie wasze metody leczenia! Chcę wyjść stąd cała i zdrowa. W dodatku nie mam
zamiaru przebywać w towarzystwie tru… – mówi nieznajoma, jednak jej głos się
urywa, gdy po wejściu do pomieszczenia widzi mnie chowającą się pod drewnianym
blatem.
***
Rozdział jak dla mnie jest dość kiczowaty. Przepraszam za zaległości na waszych blogach. Jeśli chcecie być informowani - piszcie. Poza tym zachęcam do zadawania pytań bohaterom :)
WAŻNE!
Chciałabym prosić was o pomoc w wyborze oficjalnego tytułu mojego poprzedniego opowiadania. Może ktoś z was pamięta passato-futuro? :)
Mam kilka propozycji:
- "Bez słów"
-"Tańcząca wśród kłamstw"
- "Chwile zakłamania"
- "Kłamstwo"
Jeżeli macie jakieś inne propozycje - piszcie śmiało :)
WAŻNE!
Chciałabym prosić was o pomoc w wyborze oficjalnego tytułu mojego poprzedniego opowiadania. Może ktoś z was pamięta passato-futuro? :)
Mam kilka propozycji:
- "Bez słów"
-"Tańcząca wśród kłamstw"
- "Chwile zakłamania"
- "Kłamstwo"
Jeżeli macie jakieś inne propozycje - piszcie śmiało :)
Nie, niezły, opis karaluchowego bezgłowego bardzo mi się podobał.
OdpowiedzUsuńWłożyłam rękawiczki nie ubrałam, taki stylistyczny mały byczek.
Dobrze jest, Windy!
No w końcu. Już myślałam, że nic nowego nie dodasz. Wczoraj niezmiernie się ucieszyłam gdy zobaczyłam nowy rozdział u cb.
OdpowiedzUsuńWcale nie uwazam, że jest nudny, czy kiczowaty. Za to niezmiernie mnie zaskoczył. W poprzednich rozdziałach uważałam główną bohaterkę za osobę odważną i silną. Dziś jednak po tym rozdziale dochodzie do wniosku, że jest tak samo słaba jak facet, który wymyślił szczepionkę. Zamiast żyć i cieszyć się z niego ona postanawia je sobie odebrać. Nie tego się po niej spodziewałam. Mam jednak nadzieję, że przejrzy na oczy.
Pozdrawiam;D
A moim zdaniem rozdział jest po prostu krótki, chociaż bardzo się cieszę, że wreszcie coś opublikowałaś, bo jak już zapewne wspominałam, ta historia bardzo mnie intryguje :)
OdpowiedzUsuńZdziwiło mnie podejście głównej bohaterki do tej śmiercionośnej szczepionki, nawet jeśli z jej życia miałoby nie wyniknąć nic dobrego, to przecież nie warto go zbyt wcześnie kończyć, zawsze nawet następnego dnia po największej porażce przecież można przeżyć coś niezwykle dobrego... Ale z drugiej strony jestem ciekawa jej podróży i tego, co zastanie na miejscu.
I ciekawa sprawa z tym mężczyzną, którego ciało zaczyna się od stóp, a kończy na szyi.
Pozostaje mi życzyć weny i czekać na więcej :)
Pozdrawiam serdecznie!
A jeśli chodzi o tytuł, to mi podoba się "Tańcząca wśród kłamstw" :)
UsuńBardzo krytycznie oceniasz to opowiadanie - to już drugi z rzędu rozdział, pod którym zamieszczasz informacje, że coś ci się nie podoba. Jasne, nikt nie jest idealny i nikt idealnie nie pisze, ale trochę więcej wiary w siebie! Co prawda poprzedni rozdział podobał mi się trochę bardziej (tak, właśnie ten, z którego nie byłaś chyba za bardzo zadowolona), ale to nie znaczy, że ten jest, jak to nazwałaś, kiczowaty.
OdpowiedzUsuńTo, co mi się najbardziej podoba w tej historii, to te wszystkie przemyślenia, które mam w głowie po przeczytaniu kolejnych rozdziałów. Lubię takie niebanalne opowiadania, która skłaniają do refleksji. Miło jest sobie czasem przeczytać coś całkiem przewidywalnego i przyjemnego, ale najczęściej wolę po prostu długo nad czymś rozmyślać, zastanawiać się nad ważnymi sprawami, a to opowiadanie właśnie do tego mnie skłania.
Dziwi mnie, że w opowiadaniu istnieją jeszcze, że tak powiem, "normalne" osoby. Gdybym żyła w świecie głównej bohaterki, gdzie wszystko wydaje się być zbyt krótkie i całkowicie bezsensowne, na pewno od razu bym zwariowała. A Soleil mimo tego, że jest raczej pesymistką i często wątpi w sens istnienia, jest dosyć mocno wytrzymała psychicznie, skoro jeszcze nie wylądowała w zamkniętej sali, w białym fartuchu i nie uderza całymi dniami głową o ścianę. Ciężko jest nie zwariować, gdy śmierć i wszelkie cierpienia wydają się tak bardzo realne i tak mało odległe.
Świetnie ukazujesz wewnętrzne rozterki Soleil. Nie chodzi nawet o sam dobór słów, ale o konstrukcje zdań. Trudno mi to wytłumaczyć, to po prostu ten specyficzny styl, ten sam, który tak bardzo kojarzy mi się (jak już wielokrotnie wspominałam) z Igrzyskami Śmierci. A skoro mówisz, że do tej pory nie poprawiłaś błędów, to chyba masz duży zasób słownictwa albo po prostu nie zauważyłam żadnych powtórzeń czy pomyłek, bo miałam dzisiaj długi dzień i jestem zmęczona. No właśnie, jeśli moja wypowiedź jest trochę chaotyczna i niezrozumiała, to przepraszam - tak to już bywa ze zmęczeniem. Chciałam jednak skomentować nowy rozdział dzisiaj, bo nie wiem, jak szybko będę miała chociaż chwilę wolnego czasu.
Pozdrawiam
koszmar-na-jawie
Mi się osobiście bardzo podoba tytuł "Tańcząca wśród kłamstw". Lubię takie nieco może poetyckie metafory, jestem ich zdecydowaną zwolenniczką :)
OdpowiedzUsuńNie wiem, dlaczego tak bardzo narzekasz na to opowiadanie. Według mnie ma ono wyjątkowy klimat i absolutnie nie nudzę się przy jego czytaniu.
Mimo wszystko uważam, że Georgia jest dosyć naiwna, wierząc, że te manifestacje na ulicach dotyczą akcji przeciwko narkotykom. Przecież widać od razu, że chodzi o coś większego... Wydaje mi się, że ukrywanie prawdy przed dziewczyną chyba nie jest dobrym rozwiązaniem na dłuższą metę. Łatwo zaplątać się w kłamstwach, poza tym Georgia będzie wściekła na Corlissa i Sol, kiedy pozna prawdę.
Ulysses jest naprawdę nienormalny, w dalszym ciągu nie rozumiem tej jego idei "antidotum", albo raczej Mortem, skoro on to tak nazywa. Wcale mi się nie podoba plan Soleil, która zamierza jakimś cudem zdobyć to świństwo. Jeśli jej przyjaciele w porę się nie zorientują, boję się, co może z tego wyniknąć.
Zakończyłaś w takim momencie! Ciekawa jestem, jak ta nieprzyjemna kobieta zareaguje na obecność dziewczyny w sali. Wydaje mi się, że wywiąże się swojego rodzaju awantura.
Niemniej podobało mi się, czekam na ciąg dalszy ;*
cudowne ;) uwielbiam to ze piszesz opowiadanie jako terazniejszosc, a nie przeszlosc. to nadaje opowiadaniu kompletnie tajemniczy wyraz :) nie ukrywam, ze czekam na jakis milosny watek, ktory mam nadzieje nadejdzie dosyc szybko ;) piszesz pieknie, czekam na nn
OdpowiedzUsuńxoxo
Jak ktoś wyżej napisał, ja też czekam na miłosny wątek! :)
OdpowiedzUsuńCo do twojego zdania, czy rozdział jest kiczowaty... Nie. Jest inny i krótszy, ale tak samo przypadł mi do gustu jak poprzednie.
Ja w ogóle jestem pod ogromnym wrażeniem twojego stylu i wcale bym się nie zdziwiła, gdyby podobał mi się opis krzesła na 4 strony.
Nie wiem, czy wyćwiczyłaś go, czy po prostu tak masz, ale jest świetny!
I dziękuję za radę u siebie :)
[touch-of-silence]
No, wreszcie znalazłam wolną chwilkę, aby tu do ciebie wpaść i nadrobić całość. Musze powiedzieć, że nie mogę przeboleć, że tyle z tym zwlekałam, bo opowiadanie jest, a raczej zapowiada się, bo są to jego początku, po prostu fantastycznie. Tematykę, którą poruszasz trafiłaś prosto w moje serducho. Ostatnio jestem na podobną strasznie nakręcona. Ty w tym opowiadaniu budujesz wspaniały nastrój i zmuszasz czytelnika do głębszych przemyśleń. To naprawdę fajne, więc aż mnie skręca kiedy pod rozdziałem zastaję taką oto notkę odautorskiej. Trochę więcej wiary w siebie i swoje umiejętności! Przecież świat wykreowany przez ciebie jest tak barwy, tak plastyczny - nie mam najmniejszych trudności z wyobrażeniem sobie jakichś szczegółów. Z bohaterami jest podobnie. Każdy ma swój unikalny charakter i przez to właśnie zapada w pamięć na dłużej. Już teraz mogę powiedzieć, że polubiłam główną bohaterkę, a zwykle większą sympatią darzę postacie męskie. Także to wielki wyczyn przekonać mnie do jakiejś żeńskiej bohaterki :)
OdpowiedzUsuńTak wracając do Soleil (bardzo oryginalne imię, za co kolejny plus wędruje w twoją stronę) to wydaje się ona bardzo odważną i wytrzymałą osobą. Przecież żyjąc w tak niestabilnym świecie łatwo można popaść w jakąś paranoję.
Nie dziwię zatem, że dziewczynę czasami też dopada zwątpienie, choć chyba nie tak do końca skoro nadal stara się jakoś odwrócić bieg wydarzeń. Nie podoba mi się sposób w jaki stara się to osiągnąć. Może on przynieść więcej nieszczęścia niż pożytku. Tak mi się przynajmniej wydaje.
Oh, i widzę, że również masz nawyk kończenia w tak denerwujących momentach. Sama stosuję ten zabieg nazbyt często, ale dopiero czytając u kogoś, uświadamiam sobie jak bardzo jest to denerwujące zwłaszcza dla osób niecierpliwych do których chyba mogę się zaliczyć :)
No bo serio, wprost nie mogę się doczekać reakcji tej kobiety na obecność dziewczyny. Coś czuję, że zbyt wesoło nie będzie.
Co mogę dodać? Po prostu czekam na ciąg dalszy, życzę dużoo weny, a jeżeli masz ochotę to zapraszam do siebie, gdzie ukazał się niedawno nowy rozdział.
Pozdrawiam!
[wola-przetrwania]
Rozdiał to dla mnie ogromne zaskoczenie. Wiele rzeczy mnie tu zaintrygowało... Tyle akcji. Tyle tajemnic, że aż miło. :)
OdpowiedzUsuńNajpierw jakaś akcja przeciw narkomani, która jak dla mnie tojest grubymi nićmi szyta, że tak powiem. Cóż, poczekam i zobaczymy, czy to się jeszcze jakoś rozwinie czy też nie.
Potem pojawia się jakiś podejrzany iprzymulony gość ze szczepionką, również podejrzaną. I śmiercionośną, jak sie okazuje...
A na deserek: główna bohaterkauważa, że jej życie zagraża innym i chce je sobie odebrać.
Nie, tego to kompletnie się nie spodziewałam. Ja tam jestem zdania, że mimo wszystko zawsze jest nowy dzień, wolny od błędów, pełen nowych wyzwań i przygód. Przecież wszystko może się zdarzyć...
Nie wiem, czemu ona chce zakończyć swój zywot. Nie powinno się odchodzic za wcześnie. Trzeba przezyć zycie, łapać chwilę.
Cóż, mama ogromną nadzieję, że Soleil zmądrzeje, ogarnie dupę i za siebie się ostro weźmie, zamiast snuć jakieś dziwaczne plany, ot co.
Bardzo podoba mi się tytuł "Bez słów" :)
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, nie dziwię się Sol. Życie w ciągłym strachu, bólu i praktycznie bez uczuć, to nie jest ciekawa perspektywa. Zastanawia mnie, jak postąpiłabym ja - czy dałabym radę tak żyć, czy raczej postąpiłabym jak dziewczyna i wbiła sobie igłę w żyłę, byle zakończyć swój żywot szybciej? Naprawdę nie wiem i nie chciałabym, żebym musiała kiedykolwiek to sprawdzić.
Podziwiam to, że blondynka umie pracować w takim miejscu. Ja nie dałabym rady. W takim świecie żyć też bym nie umiała - chyba jestem mimo wszystko zbyt wrażliwa na takie coś...
Pozdrawiam i czekam na dalsze losy bohaterów tego opowiadania, bo naprawdę wciągam się coraz bardziej!
Twoje opowiadanie jest wyjątkowe i cudowne. Szybko pochłonęłam 3 rozdziały i jestem zachwycona. Podoba mi się pomysł i Twój styl pisania. Wszystko czyta się lekko i przyjemnie. Blondynka daje pozytywną energię i podziwiam ją, że pracuje w klinice, że nie załamuje się, gdy widzi tych wszystkich ludzi. Uroczo też postępuje z innymi, woli ich okłamać niż zburzyć ich odradzający się świat.
OdpowiedzUsuńPrzeraża mnie Cooper i jego "wynalazek". Jestem ciekawa co z tego wyniknie więc czekam na kolejny odcinek. No i na miłość w tym opowiadaniu! ; ))
Zapraszam również do siebie: mechanizm-zycia.blogspot.com
Mam ostatnio całkiem spore opóźnienia w czytaniu blogów. Cieszę się, że w końcu dotarłam do twojego :*
OdpowiedzUsuńTo dopiero trzeci rozdział, a ja już mam wrażenie, że uwiodłaś mnie tą historią. Chyba już pisałam, że jest niesamowita, ale nic złego się nie stanie, jeśli to powtórzę. Piszesz genialnie i aż miło zatracać się w twoich rozdziałach. Co prawda bohaterowie nie mają najszczęśliwszego życia, a śmierć jest dla nich jakoby wybawieniem i uwolnieniem z tego niepewnego, a jednocześnie dokładnego świata. Nie wiem, czy dałabym radę żyć z przeświadczeniem, kiedy dokładnie nastąpi mój koniec, kiedy opuszczę ziemie i znajdę się gdzieś o wiele dalej. Mam wrażenie, że przy tym można zwariować i nie dziwię się Sol, ze chce zdobyć tę strzykawkę, jednak jakoś tak wolałabym, aby tego nie robiła... Poza tym ta końcówka! Moment na zakończenie to ty chyba sobie wybrałaś idealny, nie wyobrażam sobie lepszego, który mógłby mnie tak samo bardzo wkurzyć. Co teraz nastąpi? Jejkuś tak mnie zaintrygowałaś, że nie wiem, czy zdołam się wykazać wystarczającą cierpliwością. Dlatego proszę o następny rozdział! Niech pojawi się jak najszybciej. Pozdrawiam:)
Podoba mi się "Tańcząca wśród kłamstw". Takie chwytliwe ;)
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału - jest świetny. Nie wiem, co Ci się w nim nie podoba. Chociaż jako autorkę mogę Cię zrozumieć. wszystko wygląda inaczej, niż byśmy pragnęli. Jednak częste zmiany i pomyłki leżą w naszej naturze. Masz lekki styl, nie popełniasz zbyt wielu błędów, dzięki czemu wszystko szybko i przyjemni się czyta. Nawet nie wiem, kiedy dotarłam do końca notki. Historia nie opowiada nam o przesłodkiej miłości, jak to teraz często się zdarza. Intrygujesz czytelnika, zachęcasz go do głębszych przemyśleń. Oby tak dalej!
Pozdrawiam, Finis ;)
[http://usmiech-nadziei.blogspot.com/]
Przypadkiem natrafiłam na Twojego bloga i normalnie aż sie zachwyciłam.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się Twój styl jak i sama oprawa bloga.
Szczególny też fakt, że pokazujesz w swej historii że życie nie zawsze jest łatwe a czasami zdarzają sie problemy i dramatyczne sytuacje.
To jest właśnie w niej najpiękniejsze.
Podobają mi się również wykreowane przez Ciebie postacie.
Są inne... nieprzewidywalne...impulsywne i takie prawdziwe.
To się rzadko zdarza wśród postaci aby były tak realistyczne.
Ja osobiście jestem pod szczerym wrażeniem Twojej twórczości i wyrażam podziw w Twoją stronę.
http://pokochac-lotra.blogspot.com
Nie wiem, jak rozdział może Ci się nie podobać :) Ja go pochłonęłam jak gąbka wodę, bo czuję, że wreszcie zaczyna się coś dziać, a jednocześnie treść nie traci na swoistym klimacie, którego nawet nie jestem w stanie określić słowami. Cieszę się, że pokazałaś zwyczajny dzień Soleil w pracy, choć sytuacja z tym pacjentem była co najmniej zatrważająca i chyba nie chciałabym pracować w klinice leczenia bólu (a w życiu rzeczywistym: w szpitalu... kompletnie nie dla mnie zajęcie). Podziwiam Sol, że daje sobie radę z różnymi dziwnymi przypadkami. A jednocześnie współczuję jej, że kłamstwo spływa na jej usta coraz łagodniej, co doskonale przedstawiłaś w jednej z pierwszych cen. A świat, w którym żyje jest co najmniej okrutny i pozbawiony normalności. Zaciekawiły mnie te jednorazowe ubrania... oby coś takiego nie weszło w życie, bo uważam to za marnowanie cennego tworzywa :D Sol była odważna, włamując się do części kliniki przeznaczonej dla "bogaczy". Zaś ostatnie zdanie zwiastuje cholerne kłopoty... Nie każ czytelnikom czekać długo na kolejny rozdział, Windy! Uwielbiam to opowiadanie. Całuję ;*
OdpowiedzUsuńHej. mam nadzieje, że moja prośba cię nie urazi. chodzi o to, że ostatnio straciłam swoją betę (albo z niej zrezygnowałam, mniejsza o to xd) i na zabój jest mi potrzeba nowa. w sumie to nie wiem czemu pisze akurat do cb, może to dlatego, że często ci się zdarza wytykać błędy, dzięki temu uważam, że byłabyś odpowiednia. tak wiec moja prośba brzmi: czy chciałabyś zostać moją betą? oczywiście zrozumiem jeżeli nie (albo jeżeli będziesz na mnie zła) Też jesteś człowiekiem i możesz nie mieć czasu albo inny powód, dla którego się nie zgodzisz. byłaby jednak wdzięczna gdybyś przyjęła moją prośbę.
OdpowiedzUsuńOdpowiedz na prośbę prosiłabym abyś wysłałam mi w komentarzu na moim blogu.
pozdrawiam;D
OMG! W mgnieniu oka przeczytałam wszytskie rozdziały i poczułam ukucie smutku, że nie ma już kolejnego. Twój pomysł na opowiadanie przebija wszystkie po tysiąckroć. Jest niesamowity. W ogóle twój styl pisania jest świetny.
OdpowiedzUsuńTo jeden z nielicznych pomysłów na opowiadanie, które bardzo mi się spodobało, tak więc napewno jeszcze tutaj zajżę.
Jestem ciekawa, czy wynalazek naprawdę zadziała?
Również przyłączam się do osób, które wyczekują miłosnego wątku ;)
Pozdrawiam i zapraszam do mnei na metafizyczne.blogspot.com
Co mogę napisać? Jestem tak 'wciągnięta', że od razu pędzę czytać kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńNa początku chciałabym przeprosić za to że dopiero teraz czytam i komentuję - 3klasa ma swoje uroki :/
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału to tak jak poprzednie wciąga i mam ochotę na następny :D