"Jedynym bólem jaki przeraża mnie w śmierci, jest to, że można umrzeć nie z miłości."
Gabriel García Márquez
Pamiętam
ten dzień tak, jakby to było wczoraj. Nic dziwnego, że wspomnienie o śmierci
rodzicielki wciąż nawiedza mnie w snach. Nawet po tak wielu latach nie potrafię
odpędzić bolesnych myśli. Zamykam oczy i w przeciągu kilku minut niezmiennie
widzę identyczny obraz.
Doskonale
wiedziałam, co miało za chwilę nastąpić, lecz jakby wbrew wszystkiemu nie
chciałam w to uwierzyć. Mama świętowała swoje trzydzieste urodziny. Tym razem
jednak nikt nie miał okazji wręczyć jej prezentu. Ona i tata rozwiedli się po
dwóch miesiącach. Można powiedzieć, że małżeństwo było tylko zwykłą formalnością, złem koniecznym,
za to dzieci stały się gwarancją przetrwania gatunku, przez co niektóre kobiety
opiekowały się ośmiorgiem, czasem nawet dziesięciorgiem. Ja, jako jedna z
nielicznych, byłam jedynaczką.
Siedziałam na krześle obok cioci Marlene. To
ona po śmierci mojej rodzicielki miała się mną zająć. Jej długie blond włosy
sięgały pasa, a oczy sprawiały wrażenie ogromnych. Zostało jej jeszcze sześć
lat życia.
Obie
byłyśmy ubrane w czarne, eleganckie sukienki. Mama natomiast przez kilkanaście
minut głaskała mnie po policzkach, jakby ucząc się na pamięć zarysu mojej
twarzy. Pragnęła, by ten obraz pozostał w jej umyśle, gdy nadejdzie śmierć. Nie
płakała. Przypuszczałam, że nie bała się bólu. Po prostu nie chciała zostawiać
mnie samej. Powtarzała, że dam sobie radę, w co nie wierzyłam nawet przez
sekundę. Wiedziałam, że nigdy nie zaufam Marlene na tyle, by powierzyć jej
swoje sekrety, że prędzej czy później wyląduję na ulicy i jedynym, co pomoże mi
się ogrzać, będzie wspomnienie o życiu rodzicielki. Mimo wszystko milczałam jak
grób. Cisza była piękna, lecz krótkotrwała. Zaledwie kilka minut dzieliło nas
od północy.
Kocham cię, szepnęłam i
przytuliłam mocno wychudzone ciało kobiety, które zawsze uważałam za najsilniejsze.
Nie chciałam jej puścić, nawet gdy zaczęła się przeraźliwie trząść, jakby
dostała ataku padaczki. Marlene jednak odciągnęła mnie od niej gwałtownym
ruchem. Zdałam sobie sprawę, że
zapomniałam, jakiego koloru były oczy mamy.
Gdy
Margaret McIntosh zastygła w bezruchu, niewyobrażalnie blada, zaczęłam się bać.
Wcześniej pozostawał we mnie cień nadziei, że jakimś cudem uda jej się przejść
przez granicę i pozostać przy życiu. Teraz byłam jednocześnie zaskoczona,
przerażona i smutna. Żałowałam, że nie potrafiłam uśmierzyć jej bólu. Pragnęłam
odejść, zamknąć się w swoim pokoju i udawać, że nic się nie zmieniło. Byłam
zbyt otępiała, by uwolnić łzy. Wstałam z krzesła i chwiejnym krokiem pobiegłam
w stronę kuchni, lecz ciocia mnie zatrzymała. Powiedziała, że nie chce zostać z
tym wszystkim sama. Zamknęła moją maleńką dłoń w swojej dużej ręce.
Zrozumiałam.
Mama po prostu odeszła,
zostawiając wszystko, co dawniej było jej całym światem. Pożegnała się. Nie
miała innego wyboru. Jak każdy człowiek przechadzała się ścieżkami życia, by
następnie poznać krainę wieczności. Wiedziałam, że przez najbliższe kilka lat
będę budziła się z przekonaniem, że ona śpi w sąsiednim pokoju czy też czeka na
mnie z gotowym śniadaniem. A później powrócę do rzeczywistości i ogarnie mnie
wewnętrzna pustka. Stopniowo będę traciła kolejne bliskie mi osoby, aż w końcu
zostanę sama jak palec, bez nadziei, w oczekiwaniu na koniec.
Czuwałyśmy
do rana. Żadna z nas nie zmrużyła oka nawet na chwilę. Wpatrywałyśmy się w
sylwetkę blondynki. Jej włosy, ułożone w wysoki kok, poszarzały. Zastanawiałam
się, czy to przez światło wschodzącego słońca, czy raczej przez mój umysł
przepełniony negatywnymi myślami. Okrywająca
ją biała sukienka jeszcze bardziej uświadamiała mi fakt, że wszystko stało się
zbyt szybko. Naprzeciwko mnie stała drewniana trumna. Marlene jednak nie była w
stanie przenieść do niej martwego ciała.
Poczułam,
jak wzrastało we mnie coś niepowtarzalnego. Bunt przed czymś, czego nie mogłam
zmienić. Obrzydzenie do miłości, która, prędzej czy później, kończyła się
cierpieniem. Wiedziałam, że samotność nie mogła przynieść mi szczęścia, lecz
ochraniała mnie przed bolesnym zderzeniem z prawdą.
Mamy trzydzieści lat na miłość,
szczęście, smutek, cierpienie, radość. Mamy trzydzieści lat na życie. Ani
chwili dłużej, ani chwili krócej. Nawet najtragiczniejszy wypadek nie jest w
stanie nas uśmiercić. Żyjemy w bólu, nieświadomości, balansując na cienkiej
granicy pomiędzy życiem a śmiercią,
której nie możemy przekroczyć. Jesteśmy niezniszczalni do trzydziestych
urodzin. Ten krótki okres potrafi czasem ciągnąć się w nieskończoność.
Szczególnie wtedy, gdy jesteśmy świadomi, że znaleźliśmy się na tym świecie
tylko po to, by umrzeć.
Sen o
przeszłości po raz kolejny wyrywa mnie z drzemki. Oddycham głęboko, jakby po
długim biegu. Całe szczęście moi współlokatorzy, Corliss i Georgia, śpią jak
susły. Pracujemy razem w klinice leczenia bólu w Bittlemberg, małym państwie leżącym na terenie dawnej
Ameryki Południowej. Mimo że nie jesteśmy bezrobotni, brakuje nam pieniędzy na
utrzymanie domu. Spadki po mamie i cioci wystarczyły tylko na cztery lata.
Dzielenie się funduszami i mieszkanie w jednym pokoju w niewielkim motelu jest
zdecydowanie tańsze.
Po III
Wojnie Światowej rozpoczął się podział narodów na coraz mniejsze części. Ludzie
tęsknili za swoim miejscem na ziemi, za kulturą, dlatego też domagali się
niezależności. Niestety młodzi zarządcy nie radzili sobie ze swoimi
obowiązkami, wprowadzali niekorzystne ustawy, przez co wyodrębniły się dwie
grupy społeczne: bogaci i biedni. Jedni odgrodzili się od drugich mentalnym
murem, zupełnie jakby każdy należał do innego gatunku. System edukacji również
uległ znaczącym zmianom. Istnieją teraz tylko trzy rodzaje szkół: podstawowa,
rozpoczynająca się od szóstego roku życia, a kończąca na trzynastym; średnia –
trwająca cztery lata - oraz płatny college. Większość ludzi zalicza jedynie dwa
pierwsze etapy. Później nadchodzi pora na znalezienie pracy. Najbardziej
opłacalne jest zatrudnienie w prywatnej firmie rozwożącej żywność czy też inne
artykuły. Niestety tylko nielicznym udaje się otrzymać tę posadę. Dla mniej
majętnych źródłem zarobku staje się opieka nad chorymi w klinikach leczenia
bólu, dawnych szpitalach.
Jedynym
człowiekiem, który przekroczył trzydziestoletnią granicę, jest Ulysses Copper,
stulatek i jednocześnie najbogatszy człowieka na całym globie, znany ze
skąpstwa i ekscentrycznych pomysłów. Nikt nie wie, jakim cudem zdołał oszukać
śmierć. Niektórzy twierdzą, że to kwestia przypadku, inni, że zafundował sobie
kosztowną operację i odwrócił działanie bomby atomowej. Przeczuwam jednak, że
to przez swoją decyzję stał się tak wielkim złoczyńcą. Długowieczność to zwykły
chwyt marketingowy. Początkowo jesteśmy zadowoleni ze swojego zakupu, jednak
gdy poznamy jego pozytywne i negatywne strony, rozczarowujemy się i mamy ochotę
wyrzucić dany produkt przez okno. Życia jednak nie pozbędziemy się tak łatwo.
Ono będzie podążało za nami jak złowieszczy duch, dopóki samo nie zechce
odejść.
Leżymy
na twardych materacach, rozrzuceni po całym pokoju. Do ścian pomieszczenia
przyklejono tapetę w kwiaty, częściowo zdartą przez poprzednich lokatorów. Wystarczy jeden krok, by usłyszeć skrzypienie
podłogi. Nade mną wisi lampa z wypaloną żarówką. Jest mi zimno. Od czasu do
czasu dodatkowo czuję wiatr przedzierający się przez nieszczelne okna. Na
suficie odbijają się szumiące drzewa oświetlone przez latarnie. Wiem, że nie
mogę dłużej leżeć bezczynnie. Wstaję i kieruję się w stronę wyjścia.
Momentalnie drętwieję w zetknięciu z tak niską temperaturą, lecz nie mam
zamiaru wracać. Po ulicy jak zwykle spaceruje wielu ludzi. Nie chcę już dłużej
na nich patrzeć, choć nie są niczemu winni. Mam jednak pretensje do osób, które
wkroczyły w paradę matce naturze. Zrzucili ją z tronu, choć nie mieli pojęcia o
podstawowych prawach rządzących światem. Przecież oni też mieli dzieci.
Wiedzieli, że skażą je na ogromny ból, skrócą ich życie. Mimo to nie zawahali
się przed naciśnięciem przycisku aktywującego bombę. Udowodnili, że są w stanie
zniszczyć wszystko, na co niektórzy pracowali przez wiele lat. Pokazali, że
potrafią być źli do szpiku kości.
Boję
się, że w każdym, nawet najbardziej niewinnym człowieku tkwi siła zdolna
popchnąć go do tak podłych czynów. Wypłynie na wierzch w chwilach słabości,
wykorzystując brak racjonalnego myślenia. Stanie się cichym głosem w głowie
powtarzającym, że to tylko zwykła zabawa pomagająca w rozładowaniu emocji.
Później jednak przyjdą nieuchronne konsekwencje, których uniknięcie będzie
porównywalne z niemożliwym.
Nagle
zauważam kobietę wybiegającą na ulicę z głośnym krzykiem. Rudowłosa pędzi
prosto przed siebie, nie zważając na jadące samochody. W pewnym momencie jeden
z pojazdów uderza w jej ciało z ogromną siłą. Drobna postać upada na ziemię.
Zaczynam
się bać i, mimo długiego stażu w klinice, przez jakiś czas stoję otępiała,
analizując zachowanie poszkodowanej. Nie rozumiem, co skłoniło ją do takiego
czynu. Ludzie różnie reagują na śmierć bliskich osób, lecz nigdy tak
gwałtownie. Co prawda każdy zdaje sobie sprawę z ulotności życia, jednak jego
koniec zawsze wiąże się z ogromnym zaskoczeniem.
Przypominam sobie szkolne czasy,
kilkuletnie dziewczynki siedzące na ławce ustawionej naprzeciwko dużego okna,
przez które w godzinach popołudniowych wpadało rażące światło słońca. Ich włosy
splecione w dwa warkoczyki, ładnie wyprasowane sukienki w szkocką kratkę i
uśmiech pełen nadziei. Pamiętam, jak plotkowały o Copperze. Snuły różnorakie
wnioski i wymyślały często niestworzone historie.
Czasem
marzę, by powrócić do tamtych lat, znów stać się kimś tak beztroskim i
szczęśliwym, jednak po dłuższej refleksji zdaję sobie sprawę, że nawet moje
dzieciństwo było przepełnione myślami o końcu. Ten wątek przewijał się przez
każdą rozmowę, westchnienie, spojrzenie niewinnych oczu.
Wszystko
jest tylko nieudaną próbą ucieczki od rzeczywistości. Mogę rozglądać się po
kątach, lecz każdy z nich zdążył już przesiąknąć prawdą.
Wchodzę
z powrotem do pokoju, by obudzić Corlissa. Szturcham go w ramię. Mężczyzna
reaguje dopiero po kilku sekundach.
– Wstawaj, jakaś kobieta wpadła
pod auto. Powinniśmy jej pomóc – szepczę. Nie chcę denerwować śpiącej Georgii.
Wiem, jak każdej nocy modli się o zmrużenie oczu. Zwykle ucieka nawet przed
własnym cieniem. Teraz wygląda na spokojną. Corliss mówił, że ostatni raz
widział ją pogrążoną w błogostanie w klinice, po jej nieudanej próbie
samobójczej. Tyle tylko, że wtedy nie panowała nad swoim ciałem. Skoczyła z
mostu. Przez jeden krótki moment uwierzyła, że ma kontrolę nad całym światem.
Jeden krótki moment diametralnie zmienił jej życie.
–Co? –
dopytuje się Corliss.
Przeciera
oczy rękami. Nie za bardzo zdaje sobie sprawę z tego, co dzieje się wokół.
–
Zobaczysz.
Nie mam
zamiaru tłumaczyć wszystkiego po raz kolejny. Ciągnę go za rękę. Jestem silna
jak na dwudziestotrzyletnią, chudą kobietę. Po chwili oboje opuszczamy
zdemolowany pokój. Zbiegamy na dół po drewnianych schodach. Droga dłuży się w
nieskończoność. W końcu wychodzimy na zewnątrz.
Kierowca
samochodu, który potrącił rudowłosą dziewczynę, stoi teraz nad nią i opatruje
jedną z jej ran swoją bluzą.
– Nie mogłem
nic zrobić, ona… po prostu wybiegła – mruczy pod nosem. Jego słowa są skierowane do niewidzialnego adresata.
–
Proszę ją zabrać do kliniki – rozkazuję.
Nieznajomy
mężczyzna kiwa głową. Jest roztrzęsiony. Przypatruję się jego drżącym dłoniom.
Nie wydaje mi się, by był w stanie wykonać moje polecenie, dlatego Corliss
pomaga mu przenieść kobietę do pojazdu, po czym sam siada za kierownicą. Zapala
silnik. Nie wiedziałam, że potrafi prowadzić. Jak widać z pozoru zbędne umiejętności
przydają się w nagłych wypadkach. Ja i obcy człowiek zajmujemy miejsca z tyłu,
po obu stronach poszkodowanej.
Jedziemy
w milczeniu. Do moich uszu dociera jedynie cichy odgłos radia, zachrypnięty
głos spikera. W szybie samochodu dostrzegam własne odbicie. Duże, niebieskie
oczy, szczupłą twarz i rozczochrane blond włosy sięgające ramion.
Do
czego jesteśmy zdolni? Czy to właśnie nasze emocje kierują nami jak
marionetkami? Wystarczy chwila euforii, rozpacz, złość, by zatracić się w
korytarzach umysłu. Po przekroczeniu pewnej granicy nasza reputacja czy
moralność stają się nieważne. Jesteśmy zwierzętami mającymi jedynie instynkt,
bestiami pozbawionymi uczuć.
Moje
refleksje przerywa głos Ulyssesa Coppera dobiegający z głośników. Jego postać
nie zwiastuje niczego dobrego. Momentalnie drętwieję w oczekiwaniu na werdykt.
Corliss pogłaśnia radio. Sama nie wiem, dlaczego tak nagle zaczęłam się bać.
Przecież to, co usłyszę, nie zmieni mojego życia, jedynie utwierdzi mnie w przekonaniu o głupocie świata.
Mylę
się. Słowa stulatka przechodzą moje najśmielsze oczekiwania. Copper uruchomił
machinę, której zatrzymanie będzie porównywalne z niemożliwym.
***
Rozdział zbetowany przez Flightless
No to pierwsza notka :) Liczę na wasze szczerze opinie. Zapraszam do zadawania pytań bohaterom oraz głosowania w ankiecie.
Życzę wesołych świąt!
Muszę przyznać, że historię rozpoczęłaś genialnie. Gdy patrzę na szablon od razu mam skojarzenia z "Nostalgią anioła", ale już zatapiając się w tekst doszłam do zupełnie innych wniosków. Czas powojenny, ciągłe wyczekiwanie na śmierć, która w twojej historii przychodzi akurat dokładnie w dzień 30-stych urodzin i pisanie w czasie teraźniejszym. Nie jestem pewna dlaczego, ale już czytając miałam wrażenie, że piszesz jak Suzanne Collins, że nawet to opowiadanie jest w minimalnym stopniu związane z "Igrzyskami śmierci". Zapewne się mylę w swoim przekonaniu, ale ja po prostu odniosłam takie początkowe wrażenie i tak szczerze powiedziawszy podziwiam twój styl pisania. Jesteś naprawdę utalentowana! Nie mogłam oderwać się od tekstu nawet na chwilę. Byłam tak nim pochłonięta, że nawet jeśli nie działo się nic istotnego, bo sama widziałam, że dopiero przedstawiasz realia, w których będzie toczyć się fabuła, to jakoś nie chciałam pominąć nawet najkrótszego fragmentu...
OdpowiedzUsuńPowiem ci, że już przy tym pierwszym rozdziale stwierdzam, że pomysł na nowe opowiadanie masz niesamowity. Wiem, że wydaje się nim urzeczona (i nawet nie będę temu zaprzeczać!), ale ja już chciałabym więcej, chciałabym się dowiedzieć, co stało się z tą kobietą, która wbiegła pod samochód, jak również, co za machinę uruchomił Copper i w jaki sposób może ona zmienić życie dwudziestotrzylatki? Oczywiście chciałabym się dowiedzieć jeszcze znacznie więcej, a już w szczególności, na czym będzie się opierać to opowiadanie, ale to w sumie pozostaje gdzie z tyłu mojego pragnienia dalszego zagłębiania się w twojej historii... Pozdrawiam! :)
Bardzo się cieszę, że aż tak Ci się spodobało.
UsuńA co do Igrzysk Śmierci, to akurat jestem w trakcie czytania drugiej części, więc całkiem prawdopodobne, że mój styl przesiąknął trochę stylem Collins :)
A więc jednak trafiłam? Tak się zastanawiałam, czy nie miałaś ostatnio z jej książkami do czynienia, nie sądziłam jednak, że aż tyle potrafię odczytać z tego, jak ktoś pisze. Nie mniej jednak podoba mi się to opowiadanie i jeżeli, jakiś niewielki wpływ na nie, mają też książki tej autorki, to zdecydowanie cieszę się, że je czytasz :)
UsuńJa lekturę "igrzysk śmierci" zakończyłam kilka miesięcy temu i nie żałuje, że po nie sięgnęłam :)
No, no trafiłaś :) Gratuluję wyczucia hehe :)
UsuńJa, póki co, kończę drugą część i czekam do listopada, aż w kinach pojawi się film.
Dziękuję :) Też czekam na film, choć trzeba przyznać, że poczekać na niego trochę trzeba. A to trzeciej części nie będziesz czytasz?
UsuńOczywiście, że będę, jak tylko skończę drugą xD
UsuńSzybko zleci, przynajmniej tak mi się wydaje.
A co do filmu, to w pierwszej części nie podobało mi się to, że skrócili końcówkę. Ostatnia rozmowa Peety z Katniss była, według mnie, dość istotna.
Zwyczajnie zmyliłaś mnie tym, że zaraz po przeczytaniu drugiej będziesz czekać na film.
UsuńCo do czytania na pewno szybko zleci :) Ja na każdą cześć poświęciłam jeden wieczór i następnego dnia oddawałam książkę, gdyż wykorzystałam do przeczytania tej serii fakt, zakupienia jej przez kolegę z klasy.
Też sądzę, że niepotrzebnie skrócili końcówkę, ale zawsze może być tak, że umieszczą ją na początku drugiego filmu... Zobaczymy:)
Rozumiem haha ja jak zwykle piszę coś od rzeczy i później się dziwię, że nikt mnie nie rozumie. A najlepiej o tym wiedzą nauczyciele w mojej szkole xD
UsuńMatko, szybko Ci to poszło. Ja się strasznie ociągam. Obiecuję sobie, że będę czytać, a później kończy się na tym, że albo się uczę, albo piszę, albo oglądam serial.
Też mam taką nadzieję :)
Chyba poszło mi to tak szybko tylko dlatego, że ktoś tam w szkole czekał na zwrot swojej książki. Zresztą, jak już siadłam do książki po szkole to jakoś nie mogłam się od niej oderwać. Cóż to było znacznie lepsze niż czekające na mnie lekcje :)
UsuńZ pewnością :) Nie ma to jak dobra, wciągająca książka :)
UsuńJestem ciekawa, co też ten wredny Copper wymyślił... Muszę przyznać, ze to do tej pory moje ulubione opowiadanie twojego autorstwa! I do tego Bittlemberg. Genialna nazwa! Może to kraj żuków? Rozumiesz! Beetle, Bittlemberg... Hahaha!
OdpowiedzUsuńSnicki
Haha! Nadia <3 To na pewno kraj Beatlesów, wszyscy będziemy Beatlesami (czytaj: żuczkami, jak ich nazywasz) xD
UsuńPoczątek bardzo zachęcający, chciałabym jeszcze :) Bardzo przypomina mi to fabułę filmu "In time", którą uważam za genialną. No ni, pozostaje mi jedynie czekać na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńNie sądzisz, że warto w jakiś sposób zaznaczyć, że początek jest snem?
P.S. Tło pod komentarzami, bardzo utrudnia ich czytanie, dałoby się coś z tym zrobić?
Pozdrawiam gorąco i życzę weny,
summer-sky
Dziękuję za Twoją opinię.
UsuńWłaśnie zmieniłam początek, mam nadzieję, że zaznaczyłam to w dość wyrazisty sposób :)
Co do komentarzy, to niestety nie mam pojęcia, co mam z nimi zrobić. U mnie wszystko jest czytelne, może to kwestia przeglądarki?
Teraz już widzę, ale rano miałam taką białą poświatę dookoła każdej literki i trzeba było zaznaczyć treść, żeby cokolwiek przeczytać.
UsuńPozdrawiam,
Co do filmu, to faktycznie, bardzo podobna fabuła, jednak póki co nie miałam okazji obejrzeć tej produkcji, więc wszelkie podobieństwa, które można zauważyć w tym opowiadaniu, są przypadkowe :)
UsuńPozdrawiam!
Czyżby inspiracja Intruzem? ;D Podkreślam: inspiracja, nie kopia, żeby nie było - jestem bowiem przekonana, że Twoja historia będzie jedyna i niepowtarzalna.
OdpowiedzUsuńTo dopiero pierwszy rozdział, a ja już mam w głowie pełno pytań dotyczących ziemi po III wojnie światowej. Stanowczo mi się ona nie podoba i mam nadzieję, że kiedyś nie będzie czegoś takiego, chociaż sama już tego nie doświadczę. Najbardziej przeraża mnie ta śmierć po osiągnięciu trzydziestu lat! Biedna Soleil musiała patrzeć, jak jej matka odchodzi. A teraz jej życie jest wyjątkowo nędzne... Gdy czytałam, w jakich warunkach żyje ona i jej dwójka przyjaciół, to aż mi się serce krajało. Już teraz na świecie występuje podział na bogatych i biednych, a w Twoim opowiadaniu widać, co by się działo, gdyby te grupy wyraźniej się zarysowały. Najbardziej jednak zastanawiają mnie dwie sprawy. Dlaczego ta rudowłosa kobieta tak nagle wybiegła pod ulicę, wpadając wprost pod koła samochodu oraz co takiego zrobił ten cały Ulysses, skoro główna bohaterka jest tym tak wstrząśnięta. Ach, jestem przekonana, że to będzie kolejne Twoje dzieło, w którym zakocham się bez reszty ;)
Pozdrawiam :*
Nie, nie inspirowałam się Intruzem. Przynajmniej w przypadku treści - nieco inaczej było ze zdjęciami na szablonie ^^
UsuńNie czytałam tej książki, jednak jeśli w kinach pojawi się film, chętnie na niego pójdę :)
Ziemia po III wojnie światowej - to dziwna wizja, niesamowita. W życiu nie chciałabym doczekać realizacji tej wizji, bo jest po prostu przerażająca. Śmierć po osiągnięciu trzydziestu lat, to okropieństwo. Nie rozumiem jak można być tak bezdusznym, żeby mimo ryzyka uaktywnić bombę i spowodować tak dużo zmian. Złych zmian.
OdpowiedzUsuńKim była ta rudowłosa kobieta? Dlaczego tak nagle wybiegła pod samochód? Chciałabym to wiedzieć, ale chyba będę musiała poczekać do następnego rozdziału. Dodawaj go szybko, bo już mnie zaciekawiłaś ;*
Dziwna ta Twoja wizja Ziemi po III wojnie światowej. To musiałoby być naprawdę straszne. Zaciekawiłaś mnie, mimo że to dopiero początek. Jakoś nie wiem, co napisać po pierwszym rozdziale, dlatego czekam na kolejny.
OdpowiedzUsuńtrust-and-believe
PS Lądujesz w linkach. ;D
Jeju, ale piękny szablon! Dziewczyny z Prób świetnie się spisały. Co do treści - jestem zachwycona. Właśnie tak wyobrażam sobie wstęp do jakiejś fantastycznej powieści po wydarzeniach z teoretycznej przyszłej wojny światowej. Podoba mi się równowaga, jaką zachowujesz między opisami świata przedstawionego a opisami uczuć wewnętrznych Soleil (swoją drogą, ciekawe imię). Zresztą ogółem widać, że już masz jakiś warsztat i sukcesywnie go doskonalisz. Zaś sama fabuła, choć to dopiero pierwszy rozdział, wydaje się przemyślana i dopracowana. Czasem mogłabyś uściślać szczegóły, jak na przykład te dot. III wojny, bo ich było na razie niewiele i zbyt ogólnych. Podoba mi się ta wizja bomby atomowej, która była tragiczna w skutkach i skróciła życie zwykłego człowieka jedynie do trzydziestu lat - to naprawdę straszne. Ani się nacieszyć istnieniem, ani nic. A kobiety osierocają dzieci we wczesnym wieku... Niezwykle przykre. Szpitale też zmieniły się w kliniki leczenia bólu, co jest dość przyjemniejszą nazwą od "hospicjum". Zastanawia mnie ten bogaty stulatek - czyżby wystosował w radiu jakiś apel? Generalnie jestem okropnie zaintrygowana i zachwycona. Nie mogę się doczekać, kiedy wprowadzisz nas głębiej w życie głównej bohaterki. Wkrótce dodam Cię do linków :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń[rozmowy-pozaziemskie]
Tak, zgadzam się - mi szablon także bardzo się podoba :) Imię "Soleil" poznałam dzięki serialowi "Touch" - swoją drogą, genialna produkcja.
UsuńCo do wojny, to szczegóły jeszcze się pojawią. Nie chciałam po prostu wszystkiego wyjaśniać w pierwszym rozdziale.
Czytam, to czytam i, no kurczę, takie to igrzyskowo śmierciowe jest! Ale upiorny pomysł z tym zgonem w wieku trzydziestu lat. Świetny, ale w stylu Hitchcock'a. Ciekawa jestem rozwoju wypadków.
OdpowiedzUsuńJedna rzecz do poprawki: Szablon, może to ja mam coś spaczonego, ale tekst na szablonie jest ugryziony.
Pisz, Pisz! Kiedy będzie NN?
U mnie też coś z tym tekstem jest nie tak - to znaczy muszę zmienić rozdzielczość okienka, później dać na pełny ekran i jest już dobrze.
UsuńJestem. Chyba nigdy wcześniej nie komentowałam twoich opowiadań, więc się bój! XD
OdpowiedzUsuńSą dwa zdania, które mnie urzekły. Nie jestem pewna, czy sama wpadłabym na taki pomysł, by sformułować je w ten sposób... "Szczególnie wtedy, gdy jesteśmy świadomi, że znaleźliśmy się na tym świecie tylko po to, by umrzeć." i "Czy to właśnie nasze emocje kierują nami jak marionetkami?". Gdyby z jakiś przyczyn napis na belce ci się znudził, bez wahania mogłabyś go zamienić na: "Znaleźliśmy się na tym świecie tylko po to, by umrzeć". Świetnie sprawdziłby się jako motto bloga...
Na początku nie za bardzo polubiłam główną bohaterkę, zwłaszcza po wypowiedzeniu tych słów: "jedynym, co pomoże mi się ogrzać, będzie wspomnienie o życiu mojej rodzicielki". Och, błagam... To zdanie wydało mi się tak absurdalne, że aż w pewnym momencie przeszło mi przez myśl, że to ironia. Mogę też myśleć, że od śmierci matki bohaterka się zmieniła i nie już tak nieracjonalnie…
Jak już wiesz (albo i nie) urzekł mnie sam pomysł. Jak widzę, jest to połączenie niektórych konwencji gatunku science fiction, ale dla mnie – osoby, która na co dzień nie czyta tego typu książek – jest to genialny pomysł. W mojej głowie zaczęło się zaraz rodzić milion różnych pomysłów. Czy zamierzasz prowadzić narrację tylko z punktu widzenia Soleil (nawiasem mówiąc, przepiękne to imię, nigdy wcześniej się z nim nie spotkałam)? Pomyślałam, że mogłabyś też przekazać, w ten czy inny sposób, postrzeganie rzeczywistości przez innego człowieka. Jak wiadomo - ludzie są różni, więc dla kogoś te 30 lat to może być za mało; ktoś żyje intensywnie, korzysta z życia, nie załamuje się. A dla kogoś innego ten czas może być istną katorgą, dodatkowo ze świadomością, że „znaleźliśmy się na tym świecie tylko po to, by umrzeć” (tak, tak – musiałam zacytować ;). Mogłoby być jeszcze kilka innych typów osobowości, np. ktoś, komu wszystko jedno albo osoba. Mogłabyś jeszcze dodać postać jakiegoś podróżnika, który chce odkryć tajemnice tego świata… Mam jednak wrażenie, że to opowiadanie jest już dokładnie zaplanowane.
Naszła mnie taka myśl (radzę przeczytać z przymrużeniem oka)… A co, jeśli to co piszesz to prawda? Co, jeśli za 200 lat tak będzie wyglądać rzeczywistość. Nie wiem, czy zdziwiłabym się gdyby się okazało, że człowiek potrafi doprowadzić do takiego czegoś. Zniszczyć coś doszczętnie, nie zważać na konsekwencje…
Zwróciłam też uwagę na środowisko, w jakim się obracają; nieporządek, poobrywane tapety, porozrzucane materace… Nie wiem czy zrobiłaś to umyślnie, ale to według mnie dobrze pokazuje osobowości tych ludzi – nikogo nie obchodzi czy jest czysto, czy panuje porządek… Każdy jest tak zajęty życiem (w mniejszym lub większym stopniu), że nie zajmuję się tak banalnymi czynnościami.
Będę szczera – na początku nie podobało mi się to co czytam, ale mimo tego, brnęłam dalej. Z akapitu na akapit było coraz lepiej. I chociaż twój styl nie jest w moim odczuciu fantastyczny, to jednak zostaję, kupiłaś mnie. Nigdy wcześniej nie czytałam czegoś o takiej tematyce, a pomysł i związane z nim możliwości szczególnie mnie zafrapował.
Nie wiem czy tylko ja jestem taka tępa, ale według mnie czasem zdania, które budujesz są zbyt długie i gubię się. Dodatkowo… Popatrz, w twoim opowiadaniu liczy się czas, to wokół niego wszystko się kręci. Czas mija tu szczególnie szybko, więc zdania powinny być nieco krótsze. Och… Chyba tylko ja zwracam uwagę na takie nieznaczące rzeczy…
Mam nadzieję, że mnie nie znienawidzisz za te słowa i pozwolisz żyć… Bo chciałabym tu jeszcze zaglądać…
Pozdrawiam ciepło.
PS Proszę, wyłącz weryfikację obrazkową...
Dziękuję za Twoją opinię, nie, nie znienawidzę Cię :)Cieszę się, że jesteś szczera w tym, co piszesz.
UsuńCo do zdania wypowiedzianego przez główną bohaterkę, które Ci się nie spodobało - była to metafora. Chciałam pokazać ból po stracie matki. Jeśli nie wyszło, przepraszam - mój błąd.
Co prawda narrację będę prowadziła tylko z punktu widzenia Soleil, lecz główna bohaterka na swojej drodze napotka skrajnie różne charaktery.
Ciekawy pomysł z tym podróżnikiem :)
Co zdań - pisząc poprzednie opowiadania zwracano mi uwagę na to, że są one zbyt krótkie, dlatego teraz starałam się to zmienić xD Po prostu nie chcę, by akcja stała w miejscu, choć często tak robię, co ma negatywne skutki, jak w przypadku kilku moich niedokończonych historii, ale rozumiem Twoją opinię - każdy ma swój gust.
Właśnie wyłączyłam :)
Na Twojego nowego bloga oczywiście wpadnę, jak tylko znajdę trochę więcej czasu :)
Pozdrawiam!
Zapomniałam ^^:
UsuńCo do wizji takiego przyszłościowego świata - wolę nawet o tym nie myśleć. Co ma być, to będzie. Liczę na to, że ludzie jednak będą nieco bardziej inteligentni i nie zrobią czegoś tak głupiego.
Wiem, wiem, że mam ubogie słownictwo itd. najdobitniej dowiaduję się o tym na lekcjach języka polskiego, lecz staram się nad tym pracować :)
No cóż, nie wiem, czy zaczęłaś pisać to opowiadanie zaraz po napisaniu poprzedniego, czy też miałaś chwilę przerwy, ale odnoszę wrażenie, jakby autorem tego rozdziału był ktoś zupełnie inny, kto poprawił swój warsztat pisarski, dłużej zastanawiał się nad doborem słów i świetnie formułował zdania. Nie wiem, może to też kwestia tego, że to opowiadanie pisane jest w czasie teraźniejszym, przez co ma się trochę inne odczucia. Zazwyczaj nie przepadam za narracją pierwszoosobową. Jednak w niektórych przypadkach po prostu trzeba użyć właśnie takiej, a czas teraźniejszy jest po prostu niezbędny do stworzenia pewnego klimatu. Tak jest i w tym przypadku.
OdpowiedzUsuńByłam trochę zaskoczona, że po zakończeniu pisania opowiadania tak wiarygodnego, realistycznego, które mogłoby rzeczywiście wydarzyć się w prawdziwym świecie, zabrałaś się za tematykę rzeczy wymyślonych, nienaturalnych, w pewnym sensie magicznych. Jednak już teraz, po pierwszym rozdziale, widzę, że nie jest to opowiadanie banalne. Mimo wszystko porusza pewną ważną kwestię, jeden z moich ulubionych tematów do długich refleksji - czemu żyjemy, po co nam istnieć, czy życie naprawdę ma jakiś sens i czy śmierć rzeczywiście jest czymś złym. Ciekawa jestem, czy to właśnie będzie główna myśl tego opowiadania, a może zaskoczysz mnie jakimś zupełnie innym wątkiem...? No i rozmyślam jeszcze nad tym, jakim cudem ktoś oszukał śmierć. I czy musiał za to zapłacić straszliwą cenę,m czy zniszczyło go to psychicznie?
To opowiadanie przypomina mi trochę "Igrzyska śmierci". Nie do końca potrafię określić dlaczego, w końcu zdarzenia nie są do siebie w żaden sposób podobne. Może sprawiła to narracja, może twój styl pisania, a może chodzi po prostu o niezwykły klimat, jaki udało ci się stworzyć. W każdym razie zaczyna się naprawdę ciekawie.
Aha, no i jeszcze dodam, że nie do końca zgadzam się z Failly. Twój styl bardzo mi się podoba (może dlatego, że bardzo kojarzy mi się właśnie z "Igrzyskami śmierci", które uwielbiam). No a w zdaniach jakoś kompletnie się nie gubię. Ale może z tego powodu, że sama mam skłonności do tworzenia długich zdań i dlatego mi to nie przeszkadza. Za to co do materacy i tego całego bałaganu przyznaję całkowitą rację - dzięki takiemu otoczeniu opowiadanie jest ciekawsze i tajemnicze. Właściwie odnoszę wrażenie, jakby ludzie przebywali w mieście wyniszczonym przez jakąś wojnę czy straszliwą chorobę. Ale może po prostu zniszczyli je sami, nie mogąc pogodzić się z otaczającą ich ciągle śmiercią...?
Pozdrawiam
koszmar-na-jawie
Zazwyczaj nie czytam komentarzy innych czytelników zamieszczonych pod opowiadaniem. W tym wypadku też przeczytałam jedynie wypowiedź Failly tylko dlatego, że przykuła moją uwagę swoją długością. Dopiero teraz przeczytałam pozostałe komentarze i widzę, że nie tylko ja znalazłam podobieństwo tego opowiadania z "Igrzyskami Śmierci". No tak, to, że teraz czytasz tę książkę mogło wpłynąć na styl pisania rozdziału. Czasami tak bywa, że, jeśli jakaś książka nam się podoba, pisząc coś, nieświadomie zaczynamy używać podobnego stylu. Co oczywiście nie jest czymś złym, bo sposób, w jaki napisano "Igrzyska Śmierci" bardzo mi się podoba.
UsuńNo i nie wiem dlaczego, ale jakoś umknęło mi to, że cała akcja rozgrywa się po III wojnie światowej, co jednak jest dość istotne. Może dlatego, że czytałam ten rozdział w dniu, kiedy nadrabiałam zaległości na wszystkich blogach i pojedyncze zdania mogły mi umknąć. Najwidoczniej opłaca się jednak czytać komentarze innych ludzi ;)
Wiesz, że strasznie nie mogłam się doczekać, aż przeczytam coś u Ciebie? Historie z tego gatunku literackiego są jednymi z moich ulubionych, a znając Ciebie i Twój styl, byłam pewna, że to opowiadanie musi być świetne :) Pierwszy rozdział mnie nie zawiódł, rzecz jasna, chociaż mam nadzieję, że wkrótce bardziej zarysujesz nam postacie Soleil i Corliss (nawiasem świetne imiona).
OdpowiedzUsuńTrzydzieści lat to zdecydowanie za wcześnie na śmierć. Wiele małych dzieci pewnie szybko traci rodziców i tak naprawdę te 30 lat to bardzo krótko, nawet jeśli komuś może się ten czas ciągnąć. W każdym razie coś tak czuję, że Ulysses szykuje w tym jakąś reformę i zechce się podzielić ze wszystkimi sekretem, jak dożył stu lat, co na pewno wprowadzi wiele zamieszania w życie bohaterów.
Taki podział na grupę biedną i bogatą jest niesprawiedliwy, chociaż też niestety po części oddaje nasze realia. Dobrze, że przynajmniej u nas można się wciąż bezpłatnie kształcić na uczelniach wyższych, bo w Twoim opowiadaniu to jest niestety przywilej tylko dla wybranych.
Niecierpliwie wyczekuję nowości i pozdrawiam serdecznie! :)
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy dobrze zrozumiałam, ale oni żyją tylko 30 lat? Tak? A może coś źle przeczytałam. Nietypowe to opowiadanie i trochę... inne, dziwne, ale podoba mi się. A jaką machinę uruchomił ten Copper? Jestem ciekawa, o co chodzi. To coś związanego z jego wiekiem? Może będzie chciał pomóc innym oszukać śmierć. W ogóle to dziwne, że on tak długo żyje, skoro oni umierają tak wcześnie. Cóż, chętnie poznam ciąg dalszy. :)
Na początek powiem, że masz faktycznie bardzo ładny szablon. :) Jest naprawdę śliczny.
OdpowiedzUsuńPierwszy rozdział aż razi tajemniczością i genialnym stylem. Bohaterowie są bardzo oryginalni - mają swój charakter i ciekawe imiona...
Z bohaterek najbardziej polubiłam Soleil i jej delikatność. Bohaterka sprawia wrażenie kruchej i łatwowiernej. Do tego mam wrażenie, że jest jakby zagubiona. Ale te cechy dodają jej uroku. :
W ogóle to jestem zdania, że gdy człowiek ma 30 lat to ma przed sobą całe życie. Nie powinien umierać tak młodo.
Mam też jakieś przeczucie że Ulyssesowi przypadła rola czarnego charakteru i że namiesza on sporo w losach bohaterów.
No i do tego te szatańskie knowania Coopera! Kocham to! :)
Nie muszę chyba dodawać, że bardzo mi się podobało. Masz lekki styl. Czytało się przyjemnie.
Pozdrawiam, Literacka N.
http://irim-story.blogspot.com/
Może to trochę nie na miejscu, ale zostałam tu, bo zachęcił mnie do tego bardzo ładny szablon z piękną Saoirse. Jest cudowny i ta Ziema w tle, mogłabym się rozpływać godzinami. Sama go robiłaś? :D
OdpowiedzUsuńDrugą rzeczą była oczywiście fabuła. Co prawda ostatnio tych opowiadań "z przyszłości" jest coraz więcej, ale bardzo podoba mi się Twój pomysł jak i tak bardzo odległy czas akcji.
No i ostatnia rzecz - ten rozdział. Za niego też cię pochwalę, bo piszesz w czasie teraźniejszym, a mimo to Twoje opisy są tak rozbudowane! Jak w przeszłym idą mi całkiem ok, to w teraźniejszym; kicha, dlatego naprawdę nie mogę się po prostu naczytać, o. xD
Z przyjemnością będę śledzić dalsze losy tej historii. Życzę dużo weny i czekam na nowy rozdział.
Pozdrawiam ;)
[kolysanka-dla-nieznajomej]
Rozdział przeczytałam już wczoraj, ale jakoś nie było czasu, żeby skomentować, dlatego przepraszam, że dopiero dzisiaj. Jestem zachwycona szablonem! Tak ładne zostały wkomponowane te planety z oddali i, oczywiście, Logan i Saoirse. Kocham tą parę! Są świetnymi aktorami.
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału, to fabuła wprost nieziemska. Naprawdę życie rozgrywa się jedynie 30 lat, a potem umierasz? Z drugiej strony patrząc, jesteś niezniszczalny, jak głosi adres bloga. Ech, sama nie wiem. Jest to kwestia, która jest trudna do zadecydowania, dlatego wstrzymam się od komentarza na ten temat. Jestem ciekawa, jak rozegrasz akcję. Opowiadanie naprawdę intryguje, a twój styl także jest niczego sobie. Powiedziałabym wręcz, że bardzo ładny i płynny. Nie wynalazłam błędów, co jest dla mnie bardzo ważne. No i... No kurde. Zajebiaszczy blog i nie mogę się doczekać na następną porcję wrażeń.
Pozdrawiam, dodaję do obserwowanych, Wellesie.
w-klatce-zmyslow
Dziś zaczęłam czytać (dzięki twojej notce na fb) i jestem w szoku. Nie sądziłam, że tak cudnie piszesz. Masz niesamowity talent.
OdpowiedzUsuńPatka
Hej :) Weszłam przez twojego linka na fb i się wciągnęłam :)
OdpowiedzUsuńRozdział taki ciekawy ;)
Będę czytać, jeśli chcesz, wpadnij do mnie :
unknownhogwartstory.blogspot.com