"Gdy jednak wszystko zależy od przypadku, musimy temu przypadkowi zaufać."
John Ronald Reuel Tolkien
CORLISS
Słyszę,
jak krople deszczu z hukiem uderzają o szyby. To jedyny dźwięk przerywający
głuchą ciszę panującą w domu Righli. Po chwili dołącza do niego także
skrzypienie podłogi. Nie mogę spać już trzecią noc z rzędu, dlatego snuję się
jak duch korytarzami mieszkania. Dotarłem tutaj po odejściu Soleil. Nie wiem,
skąd znalazłem odpowiednią dawkę energii, by pokonać tak wiele kilometrów. Rozumiem jednak, że w przeciwnym wypadku
byłbym skazany na niekończącą się bezczynność. Wszyscy, którzy cokolwiek dla
mnie znaczyli, przestali istnieć. Zostałem sam na sam z nadchodzącą apokalipsą
i wieczną wizją śmierci, lecz mimo to ani przez moment nie pomyślałem o
zakończeniu własnego życia.
Czy byłem złym bratem? Odkąd sięgam pamięcią, starałem się robić wszystko, by Georgia wyszła na prostą. Starałem się zapomnieć o sobie samym, by ją uszczęśliwić. Czerpałem radość z drobnych uśmiechów mojej siostry, z brzmienia wesołego głosu przerywającego głuchą ciszę. Nie liczyłem się z pieniędzmi, ponieważ oglądanie rudowłosej dziewczyny w pełni sił było czymś bezcennym. Patrzyłem, jak stawia pierwsze kroki niczym dziecko na nowo uczące się życia. Widziałem jej entuzjazm wygrywający z demonami przeszłości i w głębi serca wierzyłem, że jeszcze wszystko się ułoży. Jednak byłem strasznie naiwny.
Nie potrafię wyrzucić z umysłu wspomnienia jej śmierci. Choć pragnę tego najbardziej na świecie, miłość nie pozwala mi na zapomnienie. Georgia zawsze była nieodzowną częścią mojego istnienia. Nawet teraz, gdy jej ciało zostało spalone, wciąż mam wrażenie, że jest blisko. Myślę o niej zaraz po otwarciu oczu. Chcę wiedzieć, czy znów dręczyły ją senne koszmary, czy ma siłę, by żyć.
Kilka dni temu, w drodze do Righli, wydawało mi się, że zobaczyłem drobną sylwetkę mojej siostry i przez krótką chwilę zupełnie przestałem wierzyć w jej odejście. Ubzdurałem sobie, że wtedy widziałem śmierć jakiejś innej rudowłosej dziewczyny. W końcu wyglądała tak blado i mizernie, prawie wcale nie przypominała Georgii… niestety chwilę później zderzyłem się z szarą rzeczywistością.
Ona odeszła. Przeze mnie. Nie byłem wystarczająco odważny, by dać jej wolność i ochronę jednocześnie. Zawiodłem na całej linii. Gdybym tylko mógł, naprawiłbym błędy przeszłości, jednak póki co muszę pogodzić się z teraźniejszością. Straciłem siostrę. Straciłem najlepszą przyjaciółkę. Straciłem najsilniejszą osobę, jaką kiedykolwiek znałem. I zabrakło mi słów, by ją pożegnać.
Pamiętam,
jak pięć dni temu po przebudzeniu zdałem sobie sprawę z nieobecności Soleil. Początkowo
nie potrafiłem uwierzyć w niespodziewane zniknięcie dziewczyny.
Starałem się z całych sił, by ją uszczęśliwić. Przytulałem jej przerażone ciało
podczas niespodziewanych wizyt strachu. Pokazywałem wszystkie pozytywy życia.
Opowiadałem o planach na przyszłość. Przyrzekłem, że dam jej ciepło i poczucie
bezpieczeństwa. Najwyraźniej nie byłem wystarczająco przekonujący. Kiedy
poczułem, że nie leży obok, wpadłem w szał. Zacząłem przeszukiwać całe
mieszkanie. Nie słyszałem jej kroków, głosu czy płaczu. Gdy moje śledztwo nie
przyniosło oczekiwanych rezultatów, wyszedłem na zewnątrz. Zarażenie Mortem było bez porównania mniej
przerażającą wizją niż utrata Soleil. Nie znalazłem jej wśród chorych czy
zdrowych. Po prostu zniknęła, rozpłynęła się w powietrzu. Odczuwałem
wściekłość. Po powrocie do pokoju zacząłem wrzeszczeć, wykrzykiwać imię
kobiety, dodając do niego różne obraźliwe przymiotniki. Soleil, ty pieprzona egoistko, cholerna żmijo. Krzyczałem ze złości,
wyłem z tęsknoty. Z godziny na godzinę traciłem nadzieję. Czekałem na jej
powrót przez dwa dni, siedząc nieruchomo, wyglądając za okno, jedynie chwilami
mrużąc oczy.
Soleil
należała do osób, które nie potrafiły ukrywać swoich tajemnic, były otwartymi
księgami. Problem leżał po stronie czytelników – tylko najodważniejsi zaglądali
na pierwszą stronę. Ja nie miałem wyboru. Choć nie chciałem słuchać, kobieta
opowiedziała mi mroczną bajkę o życiu. Jej historia nie różniłaby się zbyt
wiele od innych, gdyby nie sposób, w jaki została przekazana. Strach, złość, niepewność i przerażenie
wplecione w różne wydarzenia sprawiły, że nie potrafiłem usiedzieć na miejscu,
kiedy patrzyłem w oczy dziewczyny. Jej plany na przyszłość odkryłem po
przyjeździe do Sartonii. Już wtedy miałem wrażenie, że marzy tylko o wiecznym
odpoczynku. Poniekąd bałem się jej smutku. Żałuję, że nie byłem wystarczająco
skupiony. Może gdybym zwracał większą uwagę na zachowanie Soleil, ona nie
oddałaby się w zimne ramiona śmierci. Pragnę, by wróciła choć na chwilę i
wytłumaczyła mi, dlaczego wybrała właśnie tę drogę. Zrozumiałbym. Chciałbym się
tylko pożegnać.
W ostatnim czasie straciłem dwie najbliższe mi osoby. I wciąż nie rozumiem, jaka magiczna moc trzyma mnie w ryzach, sprawia, że każdego ranka znajduję siłę do życia.
W ostatnim czasie straciłem dwie najbliższe mi osoby. I wciąż nie rozumiem, jaka magiczna moc trzyma mnie w ryzach, sprawia, że każdego ranka znajduję siłę do życia.
Jestem
pewien, że gdybym został w łóżku na kolejne kilkanaście minut, zwariowałbym,
dlatego schodzę na dół, uważając, by nie obudzić zmorzonych snem domowników.
Kiedy docieram do wąskiego korytarza na parterze, dostrzegam blade światło
dobiegające z kuchni. To rzadko spotykane zjawisko w domu Righli, jednak nie
mam powodów do obaw. Nawet najwytrwalszym włamywaczom zabrakłoby energii, by
dotrzeć na takie pustkowie. Gdy wchodzę do pomieszczenia, zauważam siedzącą
przy stole, zapłakaną Deedee.
-
Co się stało? – pytam odruchowo, zajmując miejsce naprzeciwko niej.
Dziewczynka
delikatnie unosi głowę i spogląda na mnie, wycierając nos kawałkiem bluzki.
-
Miałam zły sen – odpowiada, starając się powstrzymać łkanie.
-
Opowiedz mi o nim. To na pewno pomoże –
radzę, siląc się na przyjazny uśmiech.
Mała
wzdycha ciężko, obejmując dłońmi kolorowy kubek leżący na stole. Zaczyna
opowieść.
- Śniło
mi się, że kończyłam trzydzieści lat. Byłam sama w domu. Czekałam na swoje
urodziny, ale gdy zegar wybił dwunastą, nic się nie stało. Dalej żyłam, wbrew
własnej woli. Nie miałam przyjaciół, rodziny i znajomych… - Zamyka usta,
odgarniając swoje jasne włosy z czoła. – Jak to jest, Corliss, że boję się
jednocześnie życia i umierania?
-
Nic w tym dziwnego. Ludzie boją się tego, czego jeszcze nie poznali. Wbrew
pozorom nikt nie lubi niespodzianek – mówię. – Tylko obiecaj mi, że nie
będziesz myślała w ten sposób – dodaję nagle, zdecydowanie zbyt gwałtownie.
Boję się, że Deedee, idąc podobnym tokiem myślenia, zniszczy samą siebie.
Przez
chwilę mała patrzy na mnie szeroko otwartymi oczyma, jakby dopiero co się
obudziła. Teraz przypomina dojrzałą, niemal dorosłą osobą. W jej spojrzeniu nie
dostrzegam już ani grama dziecięcej ufności, której miejsce zajął wszechobecny
strach.
-
Obiecuję. – Wzdycha, po czym szepcze: –
Przepraszam, Corliss… okłamałam cię. Tak naprawdę moja mama wcale nie umarła.
Ja po prostu nie mam domu – mówi, po czym znów wybucha płaczem. - Bałam się, że
jeśli powiem wam prawdę, nie dacie mi jedzenia. A byłam wtedy strasznie głodna.
Bardzo mi przykro, że tak źle o was wszystkich myślałam…
-
Ciii… - szepczę. – Nic takiego się nie stało. Nie zrobiłaś nic złego – próbuję
pocieszyć małą, jednak najprawdopodobniej nie docierają do niej żadne słowa.
Od
początku przypuszczałem, że nigdy nie znała swojej rodzicielki. Była zbyt
twarda jak na kogoś, kto wychowywał się w rodzinie. Ponadto miała na sobie
stare, poszarpane ubrania. Bez względu na to bardzo chciałem jej pomóc. Sam
znalazłem się w podobnej sytuacji kilka lat temu, dlatego doskonale rozumiałem,
czym jest głód i zimno.
Deedee nieoczekiwanie wstaje,
przechodzi pod stołem i przytula się do mnie z całych sił. Jestem zaskoczony
jej reakcją, lecz nie protestuję.
- Nigdy nie miałam taty. Ani
nawet wujka.
Nigdy
nie miałaś nikogo, kto mógłby cię pokochać, dodaję w myślach. Choć pragnę
zastąpić jej rodzinę, nie chcę, by cierpiała po moim nieuchronnym odejściu.
Jeśli utrzymam odpowiedni dystans, nikt nie poniesie większych strat.
Z tego samego powodu przez tak
długi czas odtrącałem Soleil.
- Przestań już płakać, bo za
chwilę będzie mi tak przykro, że pójdę w twoje ślady. A uwierz, nie chciałabyś
tego widzieć – żartuję, by choć odrobinę ją rozweselić. Udaje mi się. Na twarzy
dziewczynki widnieje teraz nieśmiały uśmiech. – Zrobię ci herbaty, a potem
pójdziesz spać, dobrze? – proponuję. Nie czekam na odpowiedź, tylko szybko
nalewam wody do czajnika i stawiam go na
gazie. Przez chwilę pomieszczenie wypełnia głucha cisza.
- Tęsknisz za Georgią? – mówi
nagle Deedee.
Pytanie dziecka zaskakuje mnie
do tego stopnia, że niechcący zrzucam na podłogę metalowe pudełko, które wcześniej
delikatnie przesunąłem, by znaleźć paczkę herbaty. Z jego wnętrza wysypuje się
stos różnych dokumentów.
- Cholera – przeklinam pod
nosem, jednocześnie zbierając rozrzucone na posadzce papiery. Staram się im nie
przyglądać, jednak mimowolnie odczytuję dane osobowe dzieci Righli, daty ich
urodzin i śmierci oraz wiele innych informacji. Nagle zwracam uwagę na kartę
identyfikacyjną opatrzoną nieznanym dla mnie nazwiskiem. Sam nie wiem dlaczego,
ale odruchowo wkładam ją do kieszeni spodni.
- Corliss, tęsknisz za nią? –
upomina się dziewczynka. Oddycham z ulgą, gdy widzę, że nie zwróciła uwagi na
moje poczynania. Wstaję i wracam na
swoje miejsce.
- Każdego dnia – odpowiadam i
staram się udawać, że mówię o najnormalniejszej rzeczy pod słońcem.
Georgia była kolejną osobą,
którą nieświadomie zniszczyłem. Miałem ją za zbyt słabą i odizolowaną od
świata, niezdolną do samodzielnego podejmowania decyzji istotę. Uważałem, że
tylko ja zapewnię jej szczęśliwe życie. Stałem się bezwzględnym strażnikiem
trzymającym własną siostrę w zbyt ciasnej klatce. Zadręczyłem kogoś, kogo
kochałem, kierując się przesadną troską. Nie zagwarantowałem jej nawet
godziwego pochówku. Podwładni Coppera potraktowali ją jak śmiecia, nic nie
wartą kukłę. Przygnieciony własną słabością, nie potrafiłem długo protestować.
Teraz każde wspomnienie
dotyczące dziewczyny sprawia, że dręczą mnie bolesne wyrzuty sumienia. Wewnątrz
zginam się w pół, zatykam uszy, krzyczę, pragnąc przerwać długą falę cierpień.
Choć moją duszę wciąż muska delikatny wiatr, ten sam, który czułem na własnej
skórze w dniu śmierci Georgii, zachowuję beznamiętny wyraz twarzy. Szczególnie
w obecności Deedee.
- Ja też. Była moją
przyjaciółką. Pokazała mi nawet, jak zapleść warkocz – mówi, wskazując ręką na
swoje włosy i uśmiechając się przez łzy. – Myślisz, że Soleil też nie żyje?
Z czasem zaczynam mieć wrażenie,
że mała pragnie uderzyć w epicentrum mojego bólu i sprawić, bym rozpadł się na
kawałki. Wiem jednak, że nie tylko ja przeżywam trudny okres w swoim życiu.
Dziewczynka również straciła wszystkich, na których jej zależało.
- Nie wiem - kłamię, ponieważ
nie chcę już dłużej oglądać smutku na twarzy Deedee.
- Chyba za mną nie przepadała. –
Wzdycha mała.
- Lubiła cię. Tyle tylko, że nie
była w stanie tego okazać – tłumaczę, w międzyczasie przygotowując herbatę i
stawiając ją na stole tuż przed dzieckiem.
Doskonale pamiętam, jak Sol
odmówiła podarowania dziewczynce części naszego prowiantu. Cały czas widziała
wyłącznie swoje „ja”. W takich warunkach nie potrafiła skupić myśli i
skoncentrować się na drugim człowieku. Nie radziła sobie z własnym życiem. Choć
nie powinienem był mieć do niej pretensji, niejednokrotnie krzyczałem na
kobietę, czasem dochodziło nawet do rękoczynów.
Teraz rozumiem, że prawdziwym winowajcą był Ulysses
Copper - stwórca fałszywej nadziei i skończony zbrodniarz, który pozbawił mnie
prawa do szczęścia i bezpieczeństwa. Gdybym tylko mógł, udusiłbym go gołymi
rękami. Zemściłbym się. Pokazałbym, na jak wielkie cierpienie skazał mnie i
moich bliskich, a później wbiłbym strzykawkę wypełnioną Mortem w jego opuchniętą szyję. Tylko tak bolesna śmierć mężczyzny
sprawiłaby mi prawdziwą przyjemność.
Już
dawno nie czułem do nikogo tak szalonej nienawiści.
Siedzimy
w kuchni jeszcze przez długi czas. Milczymy, ponieważ każdy temat, który chcemy
podjąć, wiąże się z cierpieniem. Blade światło działa uspokajająco zarówno na
mnie, jak i na Deedee. Dziewczynka po wypiciu herbaty kładzie głowę na blacie i
zamyka oczy. Pragnę dyskretnie wyjść z pomieszczenia i wrócić do sypialni, lecz
mała słyszy moje kroki.
- Nigdzie nie odchodź, dobrze? –
mówi.
Posłusznie spełniam jej prośbę.
Po chwili jednak Deedee znów zaczyna drzemać, dlatego biorą ją na ręce i
zanoszę na górę.
Zapewne gdyby nie sposób, w jaki
zostałem wychowany, byłbym już tatą.
Współcześnie rola mężczyzny
ogranicza się tylko do „produkcji” dzieci. Małżeństwo to rzadkość, a pożycie niekończące się rozwodem jest zjawiskiem wręcz niespotykanym. Maluch zwykle zna
tylko niezwiązaną emocjonalnie ze swoim partnerem matkę. Przez to potomkowie pewnej
kobiety najczęściej mają różnych ojców.
Na szczęście moja rodzicielka była
idealnym przykładem wierności jednemu mężczyźnie. Pokazała mi, że prawdziwy bunt to sprzeciwianie
się niemoralnym czynom, a nie brnięcie w głąb nich.
Kiedy docieram do sypialni,
kładę śpiącą Deedee na materacu obok dzieci Righli.
- Dobranoc – szepczę i wychodzę
z pomieszczenia, jednak zamiast pójść do łóżka, idę w kierunku łazienki.
Zamykam się w środku, zapalam światło i siadam na zimnej posadzce. Wyjmuję z kieszeni
kartę identyfikacyjną, by obejrzeć ją z uwagą.
- Defiance Garrels – odczytuję cicho.
- Urodzona ósmego października, dwa tysiące
dwieście szóstego roku w Northover. Imię matki: Esther. Imię ojca: nieznane.
Przerywam nagle, by wziąć głęboki oddech.
Dlaczego Righla trzyma w swoim mieszkaniu czyjeś dokumenty? To nielegalne, a
także bezużyteczne. Przy płaceniu kartą wymaga się zeskanowania odcisku palca, co stanowi
skuteczne zabezpieczenie przed kradzieżami. Ponadto na odwrocie dostrzegam
wizerunek Righli. Dokument nie może jednak należeć do jej siostry ze względu na
różne nazwiska obu kobiet. Pozostaje więc tylko jedno wyjście: zostałem
oszukany.
Słyszałem o podwładnych Coppera,
którzy wykonują różne eksperymenty na ludności cywilnej. Znajdują swoje ofiary,
trują je, czekając na pojawienie się poszczególnych objawów. Sądziłem, że to
tylko plotki, że każdy, nawet najbardziej zwyrodniały człowiek ma sumienie i
nie jest zdolny do takiego okrucieństwa. Nie wiem, czy byłem w błędzie.
Rozumiem jednak, że nie mogę ufać nawet komuś tak dobremu, jak Righla.
Zaciskam palce na karcie,
zupełnie jakbym pragnął przełamać ją na pół, zniszczyć zawarte w niej kłamstwo.
Zaczynam mieć wrażenie, że w tym chorym świecie nic już nie jest sprawiedliwe. Przez
całe życie naiwnie wierzyłem innym. Doszukiwałem się odrobiny dobroci nawet w
największych złoczyńcach. Teraz zostałem oszukany przez swoich sprzymierzeńców.
Może najwyższa pora, by wtopić się w tłum i również zacząć kłamać? Może to
jedyny sposób na przetrwanie? Jeśli mam być szczery, nie chcę znać odpowiedzi
na to pytanie.
Czuwam, opierając się o framugę
drzwi prowadzących do pokoju dzieci. Mam zamiar pilnować Deedee do świtu, lecz
jestem przeraźliwie zmęczony. Po upływie kilkunastu minut zapadam w głęboki
sen. Dopiero nad ranem budzi mnie zimna dłoń Righli, którą kobieta kładzie na
moim ramieniu.
Jeszcze przed odzyskaniem świadomości
mamroczę coś pod nosem.
- Co tu robisz? – pyta.
Przeciągam się ospale, ziewając.
- Deedeeline miała koszmary.
Obiecałem, że przy niej posiedzę – odpowiadam wymijająco, przecierając oczy ze
zmęczenia. Staram się zachować spokój, lecz ilekroć spoglądam na właścicielkę
domu, czuję obrzydzenie. Boję się, że z czasem znienawidzę resztę świata i samego
siebie. Zacznę działać w tajemnicy, unikając głosu serca i umysłu, całkowicie wyprany
z emocji. Stanę się chorobliwie podejrzliwy. Będę doszukiwał się podstępu w
każdym życzliwym słowie. Wolę jednak skończyć tak, jak Soleil, niż zaufać
niewłaściwej osobie.
Blondynka kiwa głową, po czym
zwraca się do swoich pociech.
- Czy ktoś grzebał w moich
rzeczach? – podnosi głos, tym samym wybudzając ze snu wszystkie dzieciaki.
Biorę głęboki oddech, wstaję i wyjmuję z
kieszeni kartę identyfikacyjną niejakiej Defiance. Rozumiem, że to jedyna
szansa na poznanie prawdy i ponowne zaufanie Righli lub natychmiastową
ucieczkę.
- Może szukasz tego? – mówię.
Raz kozie śmierć.
Kobieta momentalnie odwraca się
w moim kierunku. Gdy zauważa, że trzymam dokument, wyraz jej twarzy ulega diametralnej
zmianie. Teraz jest przerażona i jednocześnie zdezorientowana. Jak widać nie najlepiej
radzi sobie z ukrywaniem sekretów.
- Oddaj to! – wrzeszczy nagle,
próbując wyrwać mi z ręki kartę.
- Najpierw powiedz, o co tutaj
chodzi – staram się mówić spokojnym i opanowanym tonem.
- Jak śmiesz?! Naruszyłeś moją
prywatność, a teraz jeszcze żądasz wyjaśnień!
- A ty mnie okłamałaś! – wybucham,
nie zważając na dzieciaki śledzące każdy mój ruch.
- Cały czas mówiłam prawdę! Należę
do ruchu oporu. Potrzebowałam fałszywej tożsamości, by żyć bezpiecznie -
Wzdycha.
- Nie wierzę ci – mówię bez
zastanowienia.
- Niby dlaczego miałabym cię
oszukiwać? Cały czas szukasz dziury w całym, Corliss – warczy, wyraźnie
zirytowana.
Po chwili jednak wiadomość
Righli uderza mnie z nieprawdopodobną siłą. Sprawia, że zaczynam odczuwać
wstyd. Posądzałem ją o najgorsze, podczas gdy kobieta okazała się zadeklarowaną
przeciwniczką Coppera. Z drugiej strony nigdy nie słyszałem o istnieniu podobnej
organizacji. Pamiętam różne protesty przed siedzibami władz, jednak zawsze przypuszczałem, że stoją za nimi zwykli, niezadowoleni
ludzie.
Milczę, próbując znaleźć odpowiednie słowa.
- Udowodnij – mówię wreszcie, nerwowo
przełykając ślinę.
- Nie potrafię. – Wzrusza ramionami.
- Jeśli mi nie wierzysz, możesz wyjść w tej chwili, droga wolna. Jeśli jednak
uważasz, że nie kłamię, musisz utrzymać wszystko w tajemnicy. Musisz, Corliss.
Patrzę na nią błagalnym
wzrokiem, ponieważ po raz pierwszy w życiu czuję, że nie potrafię samodzielnie
podjąć decyzji. Czekam na drogowskaz, znak z nieba, lecz zamiast tego otrzymuję
tylko głuchą ciszę. Wiem, że mój wybór będzie miał definitywny wpływ na
przyszłość. Nie istnieje żadna droga na skróty, pośredni wyrok. Mogę jedynie
rzucić się w przepaść z nadzieją, że na dole czeka ktoś, kto mnie nie
zawiedzie.
***
Witam was w duchu Bożego Narodzenia i jednocześnie życzę Wesołych Świąt, dużych pokładów weny, solidnego odpoczynku od szkoły oraz spełnienia wszystkich marzeń!
Jeśli nie skomentowałam czyjegoś rozdziału - upomnijcie się, proszę.
Najprawdopodobniej jutro wezmę się za notki u Crazy14x5 i Soul Dreamer
Pozdrawiam!